Kolejne państwa biorą się za regulowanie działalności Ubera. Do wyboru mają dwie ścieżki: albo liberalizują rynek jak Finlandia czy Estonia, albo narzucają twarde regulacje jak Dania, skąd Uber się wycofał. Dyskusja zaczęła się także w naszym kraju. - Z Ubera korzysta ponad milion Polaków - mówi money.pl Magdalena Szulc z Uber Polska.
Strajk taksówkarzy i dyskusje o tym, czy na pewno Uber jest uczciwą konkurencją, nie robią na Polakach specjalnego wrażenia. - W Polsce liczba przejazdów rośnie co miesiąc o 20 proc. - mówi Szulc.
W niemal wszystkich krajach, gdzie działa Uber, taksówkarze podnoszą argument, że kierowcy korzystających z tego typu aplikacji działają bez licencji, bez taksometrów i bez ubezpieczenia. Według nich to oznacza, że są nieuczciwą konkurencją, ponieważ muszą spełnić mniejsze wymogi, niż taksówkarze.
Magdalena Szulc odbija piłeczkę. Jak wskazuje, 20 proc kierowców Ubera to byli lub obecni taksówkarze. - Oni nie mają wielu przywilejów, które mają taksówkarze. Oni nie są na karcie podatkowej, tylko płacą regularny podatek od dochodu. Uzależniony od tego, ile zarabiają, a nie zryczałtowany, jak w przypadku taksówkarzy. Nie mogą wjeżdżać w oznaczone części miasta, nie mają miejsc postojowych, nie mają buspasów - mówi.
Z Uberem pracuje w naszym kraju kilka tysięcy kierowców.
Uber rzucił wyzwanie tradycyjnym korporacjom taksówkarskim, przede wszystkim ze względu na niskie ceny. Firma jest oparta na aplikacji, która kojarzy kierowców i pasażerów. Powstała w 2009 r. w San Francisco i niemal od początku działania zmaga się z problemami prawnymi. Z drugiej jednak strony doczekała się licznych naśladowców, a popularność aplikacji lawinowo rośnie.
W Polsce z Ubera można korzystać w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Gdyni, Sopocie, Poznaniu, Wrocławiu, Łodzi, Katowicach, Gliwicach, Tychach, Sosnowcu i miastach aglomeracji śląskiej.