Epidemia koronawirusa i związany z nią kryzys gospodarczy mocno zaburzyły relacje między popytem i podażą na rynku surowców. Trwające długi czas uziemienie samolotów czy ograniczenia w podróżach lądowych sprawiły, że produkcja np. ropy przekracza zapotrzebowanie na nią. Jednym z efektów tego jest zamykanie punktów wydobycia surowców.
Z najnowszych danych firmy Baker Hughes wynika, że od kiedy prowadzone są takie statystyki, liczba wiertni ropy naftowej i gazu spadła do rekordowo niskich poziomów. Łącznie liczba funkcjonujących wiertni ropy i gazu w USA spadła w poprzednim tygodniu o 5 do poziomu 258. To o 700 wiertni mniej (czyli o 73 proc. mniej) niż w analogicznym czasie w ubiegłym roku.
- Dane Baker Hughes są prognostykiem przyszłej produkcji surowców energetycznych w Stanach Zjednoczonych. Póki co pokazują one, że producenci ropy i gazu w USA nie śpieszą się ze wznawianiem wydobycia - komentuje dane Dorota Sierakowska, ekspertka Domu Maklerskiego BOŚ.
Nie oznacza to jednak, że załatwia to problem nadprodukcji surowców. Ten ciągle się utrzymuje, mimo ograniczeń liczby wiertni. Sierakowska wskazuje, że głównym wyzwaniem na rynku surowców energetycznych jest osłabiony popyt, negatywnie wpływający na ich ceny.
- Notowania ropy naftowej zdołały zakończyć piątkową sesję na plusie, przez co cały miniony tydzień ostatecznie przyniósł symboliczną zwyżkę. Niemniej, wzrosty cen ropy naftowej wyraźnie straciły na dynamice, co sprawia, że odreagowanie spadkowe jest coraz bardziej prawdopodobne - ocenia Sierakowska.
Na giełdzie w Nowym Jorku baryłka ropy kosztuje obecnie około 40 dolarów. Na tym poziomie utrzymuje się od początku lipca. W całym ubiegłym roku normą było 50-60 dolarów za baryłkę.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie