Rząd powoli luzuje obostrzenia. W efekcie w weekend na polskich drogach można było zobaczyć zdecydowanie więcej samochodów, które niestety nie jeżdżą na wodę czy promienie słoneczne, a na benzynę, olej napędowy lub gaz, które są coraz droższe.
Co ciekawe, w ubiegłym tygodniu nastąpiło zrównanie cen benzyny i oleju napędowego na polskich stacjach. Niestety, jak prognozują eksperci, oba te paliwa w najbliższym czasie będą zapewne równomiernie iść w górę.
Ważną zmianą jest pojawienie się cen Pb98 na poziomie przekraczającym 5 zł za litr.
- W okresie między 15 i 21 lutego spodziewamy się zmian na plus [ceny pójdą w górę - red.] dla każdego z typów paliw na polskich stacjach. Ceny Pb98 wyniosą między 4,99 i 5,11 zł za litr - prognozują eksperci e-petrol.pl.
Piątka na celowniku
Piątki z przodu jeszcze nie będzie (pomijając pojedyncze stacje, które zawsze mają wyższe stawki, np. na autostradach) w przypadku popularnej benzyny 95-oktanowej. Przewidywana średnia krajowa na ten tydzień to 4,68-4,80 zł za litr. Praktycznie to samo dotyczy diesla.
To oznacza, że za wlanie do baku 50 litrów trzeba będzie zapłacić około 234-240 zł. A ci kierowcy, których podwyżki nie dotyczą, bo zawsze leją za 50 zł, w tej cenie mogą liczyć na niewiele ponad 10 litrów.
Z tak kosztowną "przyjemnością" zatankowania do pełna nie mieliśmy do czynienia od blisko roku. A jeszcze na przełomie kwietnia i maja litr benzyny był o około złotówę tańszy.
Wtedy uwaga skupiała się na zejściu cen poniżej 4 zł, a teraz trzeba się już przyzwyczajać powoli do piątki z przodu. Choć kierowcy powinni mieć chwilę na oswojenie się z tą myślą.
- Myślę, że jeszcze przez wiele tygodni granica 5 zł na Pb95 nie zostanie trwale przekroczona, choć wraz z rosnącymi cenami ropy naftowej na światowych giełdach systematycznie powinniśmy się zbliżać do tej granicy - prognozuje Jakub Bogucki z e-petrol.pl.
Droga ropa na światowych giełdach
Niektórzy mogą pomyśleć, że stacje paliw podnoszą ceny tylko dlatego, że chcą sobie odbić niższe wyniki sprzedaży w związku z pandemią. To jednak właśnie przede wszystkim reakcja na fakt, że w górę idą ceny ropy naftowej.
"Cena ropy naftowej na giełdzie paliw w USA mocno rośnie - o ponad 2 proc., a surowiec kosztuje najwięcej od 13 miesięcy" - relacjonują maklerzy poniedziałkową sesję.
Baryłka ropy typu West Texas Intermediate (WTI) na nowojorskiej giełdzie wyceniana jest obecnie na blisko 60,5 dolara. To oznacza zwyżkę o ponad 2 proc. w porównaniu z piątkiem i o prawie 5 proc. względem poprzedniego poniedziałku. Co więcej, w skali ostatnich trzech miesięcy mowa o podwyżkach rzędu 50 proc.
Podobne podwyżki dotyczą europejskiej odmiany ropy typu Brent, choć w jej przypadku baryłka kosztuje jeszcze więcej - ponad 63 dolary.
Po wykresie notowań ropy widać wyraźnie, że z pewnymi przerwami cena surowca rośnie od kwietnia, po załamaniu związanym z wybuchem pandemii COVID-19. Można powiedzieć, że obserwowane od długiego czasu podwyżki na stacjach to efekt "powrotu do normalności".
Ceny w marcu 2020 roku załamały się, bo w krótkim czasie popyt na paliwa w związku z ostrym lockdownem zamarł. Teraz wzrost cen wynika z fali optymizmu związanej z nadziejami na pokonanie koronawirusa.
- Zwalczenie pandemii to ten główny impuls, który stoi za rosnącymi od miesięcy cenami ropy. Powrót do normalności będzie bowiem oznaczał większe zapotrzebowanie na paliwa do transportu czy przemysłu - tłumaczy Jakub Bugucki.
Dodaje, że innym istotnym czynnikiem wpływającym na wyższe ceny była styczniowa decyzja głównego gracza kartelu OPEC, czyli Arabii Saudyjskiej, by ograniczyć wydobycie i produkcję ropy. Do tego dochodzi np. kwestia wielkiego programu pomocowego w USA, z którego pieniądze popłyną do zwykłych Amerykanów, co powinno przełożyć się m.in. na wzrost konsumpcji i zapotrzebowanie na paliwa.
Najnowsze doniesienia z USA wskazują też na możliwe problemy z podażą ropy. Na rynkach wzrosły obawy o dostawy surowca, bo napływ arktycznego powietrza do Teksasu może spowodować "uwięzienie" (przestoje w produkcji, zakłócenia w transporcie itp.) kilkuset baryłek ropy dziennie, dostarczanych z tego największego obszaru pozyskiwania ropy z łupków w Ameryce.
Co dalej z cenami ropy?
Ropa drożeje i nie widać końca tego trendu. Jak wysoko mogą zajść notowania? Jakub Bogucki ocenia, że w przypadku dalszej poprawy sytuacji epidemiologicznej, co jest podstawowym warunkiem, w perspektywie kolejnych kilku tygodniu ropa typu Brent może sięgnąć 70 dolarów.
Odrzuca jednocześnie odważne rozważania na temat 90 czy 100 dolarów, które jak bumerang wracają w tego typu sytuacjach.
Są też głosy bardziej optymistyczne z punktu widzenia kierowców. Stabilizacji cen lub nawet korekty w dół na ropie spodziewają się za to analitycy Biura Maklerskiego Reflex.
"Do momentu marcowego spotkania OPEC+ ceny ropy naftowej mogą nie powrócić do wzrostów. Bardzo prawdopodobna jest konsolidacja cen lub rozbudowana, płytka korekta spadkowa" - oceniają.
Sugerują, że Arabia Saudyjska może się wycofać z dodatkowych cięć produkcji ropy, co może zaburzyć nieco poprawiającą się relację popytu i podaży.
Wskazują, że Międzynarodowa Agencja Energii zrewidowała po raz kolejny tempo wzrostu światowej konsumpcji ropy naftowej w tym roku. Z jej najnowszych prognoz wynika, że średnia cena ropy Brent w tym roku może wynieść 53,2 dolary za baryłkę.