Co roku do kasy państwa wpływają zyski z największych państwowych spółek. Mowa o dywidendach. We wtorek zarząd PZU zadeklarował chęć przekazania do budżetu blisko miliarda złotych. Głos w sprawie dywidendy zabrały też władze Lotosu. Tu na przelew rząd nie powinien liczyć, choć teoretycznie akcjonariusze nie muszą przychylić się do rekomendacji zarządu.
Zarząd zarekomendował akcjonariuszom pokrycie straty za 2020 rok (mowa o 881 mln zł przypadających tylko na spółkę Lotos) i niewypłacanie dywidendy z pieniędzy zgromadzonych z poprzednich lat na kapitale zapasowym.
Na uruchomienie środków z kapitału zapasowego zdecydował się m.in. zarząd PZU, który chce w ten sposób wypłacić inwestorom więcej pieniędzy niż wynikałoby z zysku osiągniętego tylko w 2020 roku.
Lotos swoją decyzję tłumaczy nie tylko brakiem zysków w 2020 roku. Wskazuje też na "konieczność realizacji kolejnych istotnych projektów inwestycyjnych, w tym projektów zawartych w strategii spółki".
Władze firmy pokazują też w ten sposób ostrożne podejście do finansów, sugerując niepewność co do stabilności rynku paliwowego. Tłumaczą, że "wynika ona w szczególności z dynamiki rozwoju pandemii COVID-19 i wynikającej z tego konieczności zabezpieczenia potrzeb płynnościowych spółki".
Przed koronakryzysem Lotos regularnie dzielił się zyskami z akcjonariuszami, a więc i z głównym udziałowcem - Skarbem Państwa. Dywidendy wypłacał w latach 2016-2019. Zazwyczaj wychodziła złotówka dywidendy na pojedynczą akcję, a raz były to 3 zł.
Biorąc pod uwagę, że Skarb Państwa ma około 98 mln akcji, z dywidendy do budżetu wpływało rocznie 100-300 mln zł.