Inwestorzy na rynkach finansowych są przyzwyczajeni do tego, że sobota i niedziela jest czasem na odpoczynek i przemyślenie strategii na "dni robocze". Tradycyjne giełdy w weekend są zamknięte. Inaczej jest z giełdami, na których handluje się kryptowalutami. Po raz kolejny okazało się, że między piątkiem i poniedziałkiem bywa bardzo nerwowo.
Jeszcze w piątek przed wieczorem bitcoin był wyceniany na około 41 tys. dolarów. Potem nastąpiło załamanie - kurs spadł w okolice 34 tys. dolarów. Gdy wydawało się, że sobota przyniosła ukojenie nerwów inwestorów (notowania skoczyły do 39 tys. dolarów), w niedziele doszło do kolejnego zjazdu.
Wartość bitcoina spadła do niewiele ponad 31 tys. dolarów. W dwa weekendowe dni posiadacze tej najpopularniejszej kryptowaluty stracili więc blisko 25 proc. oszczędności.
Poniedziałek przyniósł za to znowu solidne odbicie. Po południu bitcoin jest powyżej 38 tys. dolarów. Ryzykanci, którzy dzień wcześniej postawili wszystko na jedną kartę i kupili kryptowalutę "w dołku", teraz są do przodu ponad 20 proc.
Ciągle jednak bitcoin jest w okolicach najniższych wycen od lutego, a żeby notowania wróciły do rekordowych poziomów z połowy kwietnia, musiałyby urosnąć blisko dwukrotnie - są w połowie drogi na szczyt.
Pytanie tylko, czy bitcoin może szybko wrócić na szczyt? A może to przeciąganie liny między kupującymi i sprzedającymi kryptowalutę jednak wygrają ci drudzy i czekają nas kolejne spektakularne spadki.
Co jest z kryptowalutami?
- Wiele kryptowalut straciło więcej niż połowę swojej wartości od ostatniego szczytu. Cały rynek z kolei stracił ponad 1 bilion dolarów w ostatnich tygodniach, a aktualna kapitalizacja rynku wynosi niecałe 1,5 biliona dolarów. Nie jest to mało, ale wciąż jest to kropla w morzu pod względem wartości innych rynków jak akcje, obligacje czy surowce - zauważa Michał Stajniak, analityk Domu Maklerskiego XTB.
Niedawne rekordy tłumaczy tym, że kryptowaluty przyciągnęły prywatnych inwestorów ze względu na zerowe stopy depozytowe w bankach oraz potencjalne ogromne zwroty z inwestycji. Patrząc na niektóre "coiny" czy "tokeny" zyski sięgały kilkunastu tysięcy procent od początku roku.
- Tak było w przypadku Dogecoin’a, który powstał kilka lat temu po bitcoinie jako żart - zauważa Stajniak.
Ekspert wskazuje, że popyt na kryptowaluty napędzał Elon Musk, ale także on później wywołał niemałą panikę na rynku. Niemniej głównym odpowiedzialnym za ostatni krach Stajniak uznaje Chiny i próby Amerykanów dotyczące ewentualnego opodatkowania bitcoina, co wystraszyło inwestorów.
Czytaj więcej: "Paragony grozy" będą normą. Rosną ceny i wydatki Polaków
Nerwowość na giełdach kryptowalut powodują Chiny, które poinformowały, że chcą zawiesić wydobycie kryptowalut w kraju oraz możliwość handlu.
-To ogromny cios dla rynku, biorąc pod uwagę, że nawet 50 proc. mocy obliczeniowej na rynku krypto pochodzi właśnie z Chin. Wiele firm wskazuje, że nie czeka na oficjalne decyzje władz i już przenosi swoje biznesy za granicę - zauważa ekspert XTB.
Choć to wcale nie musi być wielki problem. Przypomina, że rynek kryptowalut nie załamał się kompletnie po tym, jak Chiny w 2017 roku zabroniły prowadzenia giełd w kraju. Tym samy ciągle nie można przesądzać, że to koniec hossy na bitcoinie.
- Wciąż istnieje możliwość, że obecna sytuacja jest jedynie przystankiem ku dalszym wzrostom, o ile nie dojdzie do zmasowanej próby regulacji rynku przez Stany Zjednoczone czy Europę - zastrzega Stajniak.