Hitem inwestycyjnym 2020 roku był m.in. bitcoin. Ta wirtualna waluta ponad 12 miesięcy temu była wyceniana na około 30 tys. zł, a w nowy rok wchodziliśmy z wycenami przekraczającymi 100 tys. zł. Już wtedy wielu sceptyków ostrzegało, że ta bańka spekulacyjna za chwilę pęknie. Do tej pory nie pękła.
Co więcej, bitcoin bije właśnie nowe rekordy. Oficjalne notowania pokazują, że inwestorzy w środę płacili za niego ponad 214 tys. zł. Kurs przebił szczyt z 22 lutego.
Tylko od początku roku posiadacze bitcoinów liczą zyski sięgające 100 proc. Na przestrzeni 6 miesięcy przekraczają już 400 proc., a w skali roku można mówić o wzroście wartości rzędu blisko 600 proc.
Posiadając jednego bitcoina można w Polsce kupić już blisko 30-metrową kawalerkę w dużym mieście. Byłby to też solidny wkład własny przy zakupie typowego 60-metrowego mieszkania w Warszawie.
Bitcoin jest już wart ponad 30 krotnie więcej niż uncja złota, wyceniana w środę na niecałe 6600 zł. Warto jednak podkreślić, że najpopularniejsza kryptowaluta jest przeciwieństwem złota, które uznawane jest za "bezpieczną przystań w kryzysie". Złoto jest fizycznym aktywem i uznaje się je za substytut pieniądza, bo ma realną wartość.
Bitcoin nie tylko nie ma fizycznej postaci (dlatego niektórzy nazywają go wirtualną walutą), ale też jest przedmiotem silnej spekulacji. Nie jest to środek płatniczy powszechni akceptowany. Jest też poza kontrolą np. banków centralnych i innych instytucji, stąd też wykorzystywany jest m.in. do prania pieniędzy i innej nielegalnej działalności.
Z tego też względu Komisja Nadzoru Finansowego ostrzega przed inwestowaniem w bitcoiny. Szczególnie osoby, które nie do końca są świadome związanych z tym ryzyk.