Jednak obecnie po tych poziomach cenowych nie ma już śladu. Kolejne dni przyniosły osuwanie się notowań ropy naftowej w dół. W czwartek rano cena ropy Brent oscyluje niewiele powyżej 62 USD za baryłkę, a notowania ropy WTI zeszły do rejonu 56 USD za baryłkę.
Mimo dużego spadku produkcji ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej po atakach, szybko okazało się, że kraj ten ma plan i możliwości poradzenia sobie nawet z tak dużymi problemami. Saudyjski minister ds. energii tuż po atakach zapewniał, że kraj ten jest w stanie kontynuować eksport ropy naftowej ze względu na duże zapasy. Poza tym, praktycznie od razu zaczął się proces naprawczy, mający na celu wznowienie produkcji ropy naftowej na uszkodzonych polach naftowych i przetwórstwo jej w rafineriach.
Arabia Saudyjska faktycznie wywiązuje się z obietnic. Produkcja ropy naftowej systematycznie rośnie i jest duża szansa, że do końca września wydobycie powróci do poziomów sprzed ataków. Tym samym, obawy dotyczące zaburzeń podaży odeszły prawie w niepamięć, a na rynek ropy naftowej powrócił strach o popyt na ten surowiec w obliczu spowalniającej gospodarki. Obawy te były podsycane niedawnymi publikacjami słabych danych makroekonomicznych. Od jakiegoś czasu rozczarowujące dane pojawiają się w strefie euro oraz w Azji, natomiast w ostatnich dniach negatywnie zaczęły zaskakiwać także dane w Stanach Zjednoczonych. Niepewność polityczna wywiera dodatkową presję podażową na ceny ropy naftowej.
Stronie podażowej w tym tygodniu sprzyjały także dane dotyczące wzrostu zapasów ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych. Zwyżkę zapasów pokazały zarówno dane Amerykańskiego Instytutu Paliw, jak i Departamentu Energii.
Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI