Zapowiedź Rosji dotycząca wycofywania wojsk chwilowo poprawiła nastroje na rynkach finansowych, ale nadzieje kierowców na silniejsze spadki cen ropy naftowej na giełdach dość szybko zostały zweryfikowane. Po tym, jak we wtorek baryłka surowca staniała o około 4 dolary, w ostatnich kilkunastu godzinach zdrożała o 3 dolary.
Na giełdzie w Londynie ropa naftowa wyceniana jest obecnie na 95,5 dolara i znowu wracają dyskusje na temat tego, kiedy pęknie w końcu granica okrągłych 100 dolarów za baryłkę. Ostatni raz z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w latach 2011-2014.
Cena baryłki ropy naftowej na giełdzie w Londynie
Dla kierowców to oznacza kolejne podwyżki cen paliw, które powoli będą wymazywać pozytywny efekt rządowej obniżki VAT. Dzięki niej litr benzyny staniał 1 lutego z 5,90 w okolice 5,20 zł. Minęły dwa tygodnie i już jest drożej o kilkanaście groszy.
Nawet 150 dolarów za baryłkę
Ostatniego dnia stycznia notowania giełdowe ropy wynosiły 89 dolarów. W tym tygodniu sięgały już niemal 97 dolarów. Eksperci cytowani przez CNBC nie mają wątpliwości, że wkrótce cena surowca będzie trzycyfrowa. Coraz większa grupa analityków przewiduje, że przekroczy poziom 125 dolarów za baryłkę.
Co więcej, amerykański serwis cytuje znanego analityka rynku surowcowego i szefa JTD Energy Services Johna Driscolla, który nie wyklucza podwyżek aż do 150 dolarów. Oznaczałoby to wyrównanie rekordu z 2008 roku.
Czytaj więcej: OPEC ma nowego szefa. Jest nim Kuwejtczyk Haitam al-Gais
- Biorąc pod uwagę, że poszukiwanie ropy jest niedoinwestowane, kończą się zapasy surowca i brakuje odpowiednio dużego wydobycia, istnieje scenariusz, w którym możemy przekroczyć 120 dolarów, a nawet 150 dolarów za baryłkę - ocenia John Driscoll.
Za mało ropy na rynku
Ekspert podkreśla, że to nie tylko wina konfliktu na Ukrainie. Wskazuje, że rynek ropy ma fundamentalne problemy.
- Rynek znajduje się w głębokiej dekoniunkturze, a popyt na surowiec jest tak duży, że nabywcy są w stanie płacić coraz większe pieniądze za każdą dodatkową fizyczną dostawę ropy - wskazuje Driscoll.
Wytyka największym krajom wydobywającym ropę (z OPEC+), że nie realizują swoich obietnic dotyczących zwiększenia dostaw. Jednocześnie największe koncerny naftowe korzystają na wyższych cenach i generują ogromne zyski ze sprzedaży.
Analitycy RBC Capital Markets uważają, że jedyną rzeczą, która mogłaby odwrócić wzrost cen ropy, jest załamanie popytu. Mogłoby się to wydarzyć w momencie, gdy cena surowca przewyższy możliwości nabywców.
Ciekawa może być wtedy postawa zwykłych kierowców, którzy w odpowiedzi na drogie paliwa mogą próbować ograniczać tankowanie. W Polsce nawet przy tarczy antyinflacyjnej ropa sięgająca 150 dolarów będzie oznaczała powrót bardzo wysokich cen benzyny. Obserwowane nie tak dawno temu poziomy rzędu 6 zł mogą być tylko miłym wspomnieniem.