We wtorek cena ropy na giełdzie w Londynie spadła o ponad 5 proc., a cena ropy WTI notowanej na giełdzie w Nowym Jorku o prawie 6 proc. Ten ruch był jednak zaledwie kontynuacją wcześniejszych zniżek, które przerwały czteromiesięczną sekwencję zwyżkową.
I chociaż w środę przed południem widać odbicie, nie zmienia to faktu, że w ciągu ostatniego tygodnia notowania surowca poszły w dół o kilkanaście procent. Tydzień temu amerykańska ropa WTI kosztowała 43 dolary za baryłkę, obecnie kosztuje niecałe 38 dolary za baryłkę.
W ostatnich tygodniach zaczęło pojawiać się wiele przesłanek świadczących o tym, że trend wzrostowy na rynku ropy jest nie do utrzymania. Głównym czynnikiem napędzającym spadek cen są obawy o popyt na ropę naftową.
– Wynika to z faktu, że nadal nie widać końca pandemii, a ta wyjątkowo mocno uderza w kondycję światowej gospodarki. Obecnie druga fala pandemii jest już faktem – w ostatnim czasie rośnie liczba zakażonych m.in. w Indiach, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy też niektórych stanach USA. To sprawia, że wielu inwestorów oczekuje przedłużającego się kryzysu, a co za tym idzie, także przedłużającego się okresu obniżonego popytu na ropę naftową – ocenia Dorota Sierakowska, analityk Surowcowy DM BOŚ.
– W obliczu utrzymującej się dużej liczby zakażeń, najprawdopodobniej w mocy pozostanie wiele ograniczeń związanych z przemieszczaniem się, a to uderza w popyt na paliwa – dodaje Sierakowska.
Zwraca też uwagę, że drugą przyczyną spadku cen jest wzrost wydobycia. Na globalne rynki paliw dociera więcej ropy z krajów OPEC+, które od początku sierpnia podwyższyły dostawy surowca.
Trzeba jednak zaznaczyć, że sytuacja na rynku nie jest tak dramatyczna, jak kilka miesięcy temu, kiedy doszło do zamrożenia gospodarek, a popyt na paliwa drastycznie zmalał. Od tamtego czasu globalny przemysł nieco podniósł się po pierwszym uderzeniu pandemii.
– Niemniej to już zostało przez inwestorów uwzględnione w cenach ropy w trakcie zwyżki notowań tego surowca w poprzednich miesiącach. Natomiast teraz głównym czynnikiem hamującym wzrosty cen ropy jest właśnie niepewność dotycząca tempa ożywienia – ocenia Sierakowska.