Jednym z pierwszych namacalnych efektów wojny w Ukrainie był mocny wzrost cen paliw. Stało się tak ze względu na słabego złotego i drogą ropę naftową. Baryłka surowca na giełdzie w Londynie w niecałe dwa tygodnie zdrożała z 95 do 130 dolarów, a przez moment notowania sięgały nawet 140 dolarów.
Obecnie sytuacja rynkowa wygląda dużo lepiej. W środę nawet notowania zeszły poniżej 100 dolarów. Obecnie jest to około 106 dolarów.
Cena baryłki ropy na giełdzie w Londynie (w dolarach)
Jeśli jednak ktoś myśli, że sytuacja się unormowała i najgorsze mamy za sobą, prawdopodobnie jest w błędzie. Tak przynajmniej sugeruje Pierre Andurand, znany trader z Andurand Capital Management.
Agencja Bloomberg przytacza słowa eksperta, który widzi możliwość skoku cen ropy do końca roku do poziomu nawet 200 dolarów za baryłkę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koniec ropy naftowej z Rosji
Szacuje, że w wyniku wojny w Ukrainie i sankcji wobec Rosji, około 4 mln baryłek dziennie zostało wycofanych z rynku. Ocenia, że inne kraje nie będą w stanie zwiększyć mocy produkcyjnych, aby w pełni zrekompensować straty w dostawach ropy z Rosji.
"Rosyjska ropa prawdopodobnie zniknie z rynku na dobre, nawet jeśli Putin uzgodni jakieś rychłe zawieszenie broni w Ukrainie" - uważa Andurand.
"Będziemy musieli żyć z wyższymi cenami ropy, aby utrzymać popyt na niskim poziomie. Wtedy będzie traktowana jak towar luksusowy" - przewiduje ekspert.
Sugeruje, że świat musi ograniczyć swoje cele gospodarcze i szybciej przeprowadzić transformację energetyczną, by ograniczyć rolę surowca.
Cena równowagi na rynku ropy
Pierre Andurand dostrzega dużą rolę spekulantów w znalezieniu nowego punktu równowagi na rynku ropy naftowej. To prowokowane przez nich zmiany cen na giełdach dążą do tego, aby nigdy nie doszło do sytuacji, w której magazyny z surowcem są puste lub przepełnione.
Jeśli na rynku zaczyna brakować surowca, a popyt jest dużo większy, wyższe ceny sprawiają, że zainteresowanie ropą maleje i wraca na rynek równowaga. Zdaniem Anduranda właśnie od poziomu 200 dolarów za baryłkę zacznie się potencjalne równoważenie rynku. Dopiero przy takich cenach popyt na surowiec drastycznie zmaleje.
Teoretycznie, zamiast ograniczać popyt, można zwiększać produkcję ropy. Jest z tym jednak problem. Ekspert zauważa m.in. ograniczone możliwości szybszego wydobywania surowca w USA. Wynika to z zasobów i decyzji firm wydobywczych.
"Wielu producentów ropy łupkowej w USA straciło dużo pieniędzy. Przez lata koncentrowali się na zwiększaniu produkcji, zaciągnęli długi i nie byli rentowni. Teraz, przy wysokich cenach ropy, ich działalność zaczęła przynosić zyski. Udziałowcy tych firm naciskają na prezesów, aby nie zwiększali produkcji zbyt szybko, bo wtedy ceny spadną i będą znowu tracić pieniądze" - tłumaczy Pierre Andurand.
200 dolarów za ropę? Nie tak źle
Chociaż 200 dolarów za baryłkę ropy przy obecnych 100 dolarach wydaje się kosmiczną wartością, wielu przedstawicieli branży naftowej wspomina, że jest to poziom możliwy do osiągnięcia.
Andurand przekonuje, że to wcale nie jest tak dużo, jak może się wydawać. Przypomina, że już w 2008 roku notowania ropy dochodziły do 150 dolarów.
Ocenia, że biorąc pod uwagę wzrost gospodarczy i inflację, tamte 150 dolarów to obecnie około 220 dolarów.