- Pan premier zbudował koalicję, która zakwestionowała nowe podejście do porozumień paryskich. Dojście do neutralności energetycznej będzie dla nas oznaczać dramatyczny spadek konkurencyjności - powiedziała minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz w radiowej Trójce.
- W razie nagłej rezygnacji z węgla jako głównego źródła energii, cena prądu miałaby wzrosnąć nawet 3-4-krotnie - dodała.
Giełda na wieści z Brukseli zareagowała entuzjastycznie. Akcje spółek energetycznych poszły mocno w górę. Enea, PGE, Tauron i Energa zyskały po 6-9 proc. I to mimo wzrostu notowań praw do emisji CO2 w ostatnim tygodniu znowu powyżej poziomu 26 euro za tonę. Dlaczego ustalenia szczytu dały tyle radości inwestorom?
Zobacz też: Ceny prądu. Rząd chciałby je "zamrozić w ogóle"
Gdyby proponowane ustalenia przeszły, to oddawane właśnie do użytku wielkie bloki energetyczne w Opolu i w Turowie, na które PGE wydało przecież kilkanaście miliardów złotych, musiały by skończyć życie dużo wcześniej niż zamierzano. Po 2050 roku ich działanie byłoby prawdopodobnie nieopłacalne. Kto wie jak zareagowałyby teraz na to banki kredytujące inwestycje? Giełda tego się obawiała i w ostatnich tygodniach mocno obniżyła notowania spółek.
Po drugie, blokada kolejnych represji względem emisji CO2 to pierwszy mocny opór, jaki pojawił się w tej sprawie w Unii. UE i tak zaostrzyła przecież swoje wewnętrzne ustalenia i ogranicza emisję bardziej, niż to nakazuje protokół z Kioto. Niestosowany zresztą przez największych emitentów CO2, czyli USA i Chiny, które najwyraźniej wątpią w istotny wpływ emisji CO2 przez gospodarkę człowieka na temperaturę na Ziemi, skoro nie podejmują żadnych działań.
A wielu przywódców europejskich chciało restrykcje jeszcze zaostrzyć. M.in. Francja, która większość energetyki ma atomowej. Swoją drogą atom przed laty został całkowicie wyeliminowany z energetyki niemieckiej, jako nieekologiczny - promieniotwórcze odpady trzeba przecież gdzieś składować, a ewentualne awarie niosą ze sobą wielkie zniszczenia w przyrodzie.
Neutralność klimatyczna
W projekcie wniosków na szczyt unijny, które miały zostać przyjęte w czwartek, znalazł się cel dojścia do neutralności klimatycznej w 2050 r. Od połowy wieku gospodarka miałaby tyle samo dwutlenku węgla wydzielać, co pochłaniać. Musiałoby to chyba oznaczać wybijanie stad krów, bo sama energetyka i przemysł to by było za mało.
Zapis pojawił się w trakcie szczytu, choć odniesienia do unijnej polityki klimatycznej są dyskutowane od kilku tygodni agendzie strategicznej UE, czyli ogólnym planie działań dla Wspólnoty na najbliższe pięć lat.
Polska, Czechy, Węgry i Estonia zablokowały jego przyjęcie. Premier Mateusz Morawiecki starł się ostro w tej sprawie z Emmanuelem Macronem, prezydentem Francji, był też atakowany przez Niemców, Hiszpanów, Włochów i Holendrów. Cztery kraje z Polską na czele w rezultacie zablokowały zapis dotyczący neutralności klimatycznej i datę wykreślono.
Emilewicz w Trójce tłumaczyła, że Polska, Czechy czy Węgry startują w tym aspekcie z zupełnie innego pułapu niż kraje Europy Zachodniej. Jako przykład podała Francję, która aż 70 proc. energii produkuje z "czystych" źródeł. Do "czystych źródeł" zaliczając najwyraźniej energetykę atomową.
Niemcy, które dopiero w ostatnim czasie dołączyły do rosnącej większości w UE, która chce "neutralności klimatycznej" do 2050 r., nie brały aktywnego udziału w debacie. Politycy w Berlinie obawiają się, że cel będzie niekorzystny zwłaszcza z punktu widzenia ich przemysłu samochodowego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl