"Czy odczyt z początku roku może świadczyć o odwróceniu trendu i po 4 latach wzrostu lub ostatnio utrzymywania się liczby niewypłacalności na wysokim poziomie ich liczba zacznie wreszcie spadać? Odpowiedź dadzą dopiero kolejne miesiące, ale od razu można zauważyć, że mówimy bardziej o efekcie statystycznym, niż o rzeczywistej poprawie. Kilka lat wzrostu ryzyka niewypłacalności w Polsce sprawiło, że nawet 14-proc. spadek r/r za okres jednego miesiąca cofa nas najwyżej o rok, do poziomu z 2018 roku, który nie był w tym względzie łaskawy dla firm, a już na pewno nie był rokiem hossy pod kątem ich płynności finansowej i w efekcie - niewypłacalności" - skomentował członek zarządu Euler Hermes odpowiedzialny za ocenę ryzyka Tomasz Starus, cytowany w komunikacie.
W usługach liczba niewypłacalności pozostała na relatywnie wysokim w skali miesiąca na poziomie (20 firm).
"Wzrost liczby niewypłacalności w przemyśle o 30% r/r nie ma jednej przyczyny, wskazać można ich kilka - zależnie od rodzaju produkcji. Producenci art. inwestycyjnych, których niewypłacalności w styczniu były prawie dwukrotnie liczniejsze (19) niż tych konsumpcyjnych (11) byli tym razem względnie mało zróżnicowaną grupą. Ich profil produkcji to różnego rodzaju części i konstrukcje metalowe oraz dostarczanie rodzaju maszyn dla przemysłu i obsługa procesów inwestycyjnych. Ponowne spowolnienie inwestycji przedsiębiorstw w ostatnim czasie nie pozostało więc bez echa" - czytamy dalej.
W budownictwie niewypłacalności dotyczyły 7 firm w styczniu br. wobec 17 rok temu i 16 w 2018 roku. Pomimo utrzymującego się wysokiego popytu wewnętrznego jak i eksportowego aż 6 niewypłacalności w skali miesiąca potwierdza duży problem z utrzymaniem marż, rentownością pogłębianych przez różne chwilowe czynniki (ASF, susza, ptasia grypa etc.), podano także.
"Wspomniane problemy i spowolnienie przekładające się na liczbę niewypłacalności nie miały jak dotąd związku z koronawirusem i jego skutkami dla gospodarki. Zanim więc polski przemysł doczekać się może odbicia w europejskiej produkcji przemysłowej, której jest częścią w łańcuchu dostaw, spodziewać się może pogłębienia sygnalizowanych tendencji na skutek wspomnianej epidemii. Polski przemysł nie jest samowystarczalny, co jest efektem rosnącej specjalizacji i udziału w globalnym łańcuchu dostaw - tak jak przemysł w innych krajach korzysta z importowanych komponentów, m.in.; elektronicznych i elektrycznych z Dalekiego Wschodu czy z innych krajów europejskich, które też wykorzystują podstawowe półprodukty z całego świata. Mowa tutaj o elektronice w produkcji części samochodowych, artykułów AGD, ale też o tekstyliach i półproduktach do produkcji odzieży, obuwia i artykułów wyposażenia wnętrz. Zaraz po problemie dostępności półproduktów i części pojawi się kwestia popytu na wyroby polskich producentów - jego
redukcji w odpowiedzi na zakłócenia w łańcuchach dostaw czy z powodu upadłości wielu firm nieprzygotowanych na takie zakłócenia produkcji i sprzedaży" - dodał Starus.