W piątek o godzinie 9. uroczystym uderzeniem w dzwon wystartowała sesja na warszawskiej giełdzie i ruszyły oficjalne uroczystości związane z 30-leciem GPW. Gospodarzem tego wydarzenia jest prezes giełdy Marek Dietl, który na czele giełdy stoi od 2017 roku.
Na pytanie, co robił 30 lat temu, gdy giełda startowała, opowiada, że był w podstawówce. Co ciekawe, już wtedy w pewien sposób myślał o finansach trochę szerzej niż tylko w kontekście kieszonkowego. W rozmowie z money.pl wspomina, jak dziadek był wtedy senatorem pierwszej kadencji i sprawozdawał ustawę o rynku kapitałowym.
Dietl przyznaje, że na początku lat 90-tych z dużym zainteresowaniem słuchał przodka opowiadającego o giełdzie, której mechanizmów zupełnie nie rozumiał. Teraz podsumowuje jej największe osiągnięcia, ale też nie kryje, że kilka rzeczy przez te trzy dekady wyszło.
- Wielkim osiągnięciem warszawskiej giełdy jest sam fakt, że udało się ją stworzyć w bardzo trudnych warunkach ekonomicznych. I na dodatek bardzo szybko się rozwinęła - podkreśla Marek Dietl.
Warto pamiętać, że wtedy Polska była krajem, gdzie PKB na mieszkańca wynosiło 10 tys. dolarów, nie funkcjonowaliśmy na globalnym rynku finansowym, a oszczędności Polacy trzymali w skarpecie i obcych walutach.
Prezes, mówiąc o skali rozwoju, porównuje GPW do np. giełdy w Korei Południowej czy Izraelu, którym osiągnięcie statusu rozwiniętego rynku zajęło około 50 lat. Polska przeszła to w czasie o połowę krótszym.
Państwowi giganci się prywatyzują
Przełomowymi momentami były debiuty państwowych spółek takich KGHM (1997) czy PKO BP (2004) oraz szerokie otwarcie na inwestorów zagranicznych. Wśród pracowników GPW krążą już teraz legendy o tym, że każda wizyta polskich przedstawicieli giełdy w Londynie kończyła się kiedyś sprowadzeniem jednego zdalnego członka, który był łącznikiem GPW z resztą Europy i świata.
- Ważne było uruchomienie NewConnect w sierpniu 2007 roku - nowego rynku dla młodych, dynamicznych spółek, zorganizowanego w formule alternatywnego systemu obrotu. Prawie nikomu na świecie nie udało się stworzyć takiego rynku spółek wzrostowych. Dali radę Brytyjczycy, Skandynawowie i Polacy. To powód do dumy - podkreśla szef giełdy.
Ważne miejsce w historii GPW zajmują też Otwarte Fundusze Emerytalne. Najpierw ich wprowadzenie wiązało się z ogromnym zastrzykiem pieniędzy, który był motorem wzrostu giełdy. Niestety teraz szala przechyliła się w drugą stronę i z tymi funduszami wiążą się od kilku lat główne problemy rynku.
- Osoby odpowiedzialne za ten projekt poszły trochę za daleko, de facto zmuszając ludzi do inwestowania na giełdzie - ocenia Dietl.
Są też porażki
Chwalić się jest bardzo łatwo. Trudniej przyznać do porażek. Szef giełdy szczerze przyznaje, że przez te trzy dekady nie wszystko się udało. Wskazuje trzy takie sprawy.
- Giełda nie jest podstawowym sposobem sukcesji polskich przedsiębiorców. Są duże prywatne firmy, które powinny być na giełdzie, a jednak ich nie ma. Wzorcowym przykładem jest Maspex, a podobnych firm jest około 40. Do końca nie rozumiem z czego wynika, że właściciele tych firm sami inwestują na giełdzie, ale akcji swoich spółek nie wprowadzają na rynek - mówi Dietl.
- Nie udało się też stworzyć biura maklerskiego czy firmy zarządzającej aktywami o zagranicznym zasięgu, które spajałyby regionalne rynki. Polscy uczestnicy rynku kapitałowego nie rozwinęli się międzynarodowo, mimo skali działalności jaką prowadzą w Polsce - dodaje.
Jak zauważa, wśród 400 największych firm zarządzających aktywami na świecie jest np. pięć firm z Finlandii, a nie ma żadnej z Polski.
- Nie udało się też stworzyć giełdy, która zasięgiem przekraczałaby granicę kraju i połączyć z innym większym graczem - wylicza prezes. Wskazuje, że GPW była już blisko współpracy z giełdą w Izraelu, ale na ostatniej prostej zostaliśmy z tyłu w wyścigu, w którym oprócz GPW startowało więcej graczy.
Armenia i "cyfrowa złoty"
W ostatnich latach GPW robiła podchody pod fuzje z giełdą austriacką i izraelską. Teraz próbuje swoich sił w przejęciu giełdy z dość egzotycznego kraju, jakim dla rynków finansowych jest Armenia.
Niektórzy mogą się zastanawiać, czemu akurat Armenia, a nie Mołdawia, Albania czy Kazachstan? Odpowiedź jest prosta. Władze giełdy same wyszły z inicjatywą do GPW.
Prezes nie ukrywa, że na początku był bardzo sceptyczny, ale z czasem polska strona dostrzegła, że to bardzo ciekawa inwestycja. Spółka obsługująca giełdę w Armenii jest sprzedawana po wartości księgowej, czyli tanio z punktu widzenia GPW jako inwestora. W zamian Polacy mają się zaangażować w rozwój tamtejszego rynku kapitałowego.
- To mała giełda, ale zyskowna, która rośnie szybciej niż się spodziewaliśmy dwa lata temu, gdy przystępowaliśmy do negocjacji. W tej chwili są 40 proc. powyżej planu, który wtedy przedstawił zarząd giełdy w Armenii. Mają bardzo przyjazne regulacje i superkompetentny zespół zarządczy. Nie można przejść obojętnie wokół takiej oferty - podkreśla Dietl.
Bitcoin nie, "cyfrowa złoty" tak
A w którym kierunku pójdzie rozwój samego warszawskiego parkietu? W dobie zyskujących na popularności kryptowalut, można się zastanawiać, czy przy świętowaniu np. 40-lecia GPW kursy akcji będą podawane np. w bitcoinach.
Prezes nie kryje, że jest dość sceptycznie nastawiony do samej idei kryptowalut i giełda na razie nie ma z nimi związanych większych planów. Bitcoinami na GPW nikt szybko nie pohandluje.
Zwraca jednak uwagę na inny aspekt powiązany z tym tematem. Giełdy na świecie interesują się cyfrowymi walutami. Np. giełda w Amsterdamie rozważa koncepcję "cyfrowego euro". Podobnie, mogłaby powstać "cyfrowy złoty" pod kontrolą NBP.
- Gdyby NBP zainicjował projekt "cyfrowej złotówki", na pewno byśmy się chętnie do niego włączyli. Widzimy w tym duży potencjał - przyznaje prezes GPW.
Czym miałaby być taka "cyfrowa złoty"? Zamiast gotówki w portfelu wystarczyłby elektroniczny zapis w urządzeniu, którym można dokonywać płatności. Trochę tak jak z kartą płatniczą, ale bez karty i wydającej jej instytucji pośredniczącej w transakcjach.
- GPW wiąże przyszłość z cyfrowymi walutami. Realizujemy projekt Private Market, który ma umożliwiać firmom pozyskiwanie środków na działalność w zamian za tokeny oparte o technologię blockchain. W tym kontekście wprowadzenie "cyfrowej złotówki" byłoby dla nas dużym ułatwieniem i wygodą dla inwestorów - tłumaczy.
Debiuty na GPW
Tym, co przyciąga uwagę inwestorów, są m.in. duże debiuty pokroju Allegro. To był hit końcówki 2020 roku. Pytanie, czy na kolejne takie wydarzenie trzeba będzie znowu czekać wiele lat?
- W najbliższych trzech latach spodziewam się dwóch, trzech debiutów na miarę ubiegłorocznego IPO Allegro. Liczę na to, że fundusze PE/VC obecne na polskim rynku, zgodnie z kilkuletnim cyklem inwestycyjny, będą w najbliższym czasie decydować się na wyjście. Warunki do dezinwestycji z zyskiem stwarza wprowadzenie spółki na giełdę. Dzisiaj GPW oferuje bardzo atrakcyjne wyceny - zapewnia.
O konkretnych nazwach spółek nie chce jednak mówić.
Już jedna duża firma przeszła warszawskiej giełdzie koło nosa. Mowa o InPoście, który zamiast GPW wybrał holenderski Euronext. Dietl przyznaje, że ten przykład jest pouczającym przypadkiem, z którego giełda musi wyciągnąć wnioski.
- Holenderska giełda i tamtejszy regulator słyną z bardzo szybkiego działania, procedowania, dużej otwartości i przyjazności dla firm. Bardzo dobrze działają tam mechanizmy samoregulacji. Właśnie Amsterdam jest jednym z największych wygranych brexitu, bo właśnie tam skierowała się duża część rynku uciekająca z Londynu - wskazuje.
Przyznaje, że GPW podpatruje, co oferuje konkurencja i stara się najlepsze praktyki przekładać na nasze podwórko. Wspólnie z KNF i biurami maklerskimi prowadzi obecnie prace np. nad skróceniem czasu, jaki mija między zapisami inwestorów na akcje i debiutem spółki na giełdzie.
Przy kolejnej okrągłej rocznicy będzie więc z czego rozliczać władze giełdy.