Pogorszenie nastrojów na rynkach światowych, które dziś uderza w złotego, to w głównej mierze efekt powrotu obaw przed rosnącą w USA i kilku innych krajach, liczbą nowych przypadków koronawirusa. To budzi strach przed nową zamykania poszczególnych regionów lub miast, co ponownie negatywnie odbiłoby się na wynikach gospodarek.
Sentymentu nie poprawiają również poranne dane o produkcji przemysłowej w Niemczech. W maju wprawdzie wzrosłą ona o 7,8 proc. w relacji miesięcznej, po spadku o 17,5 proc. w kwietniu, ale rynek oczekiwał wzrostu na poziomie 10 proc. Co więcej, w relacji rocznej produkcja spadła tam o 24,7 proc. To zły znak dla kooperujących z Niemcami polskich przedsiębiorstw i całej rodzimej gospodarki.
Pozytywną dla złotego informacją jest natomiast to, że wszystko co miało mu zaszkodzić już się zostało zdyskontowane. Dlatego w drugiej połowie dnia, jeżeli nie pojawią się nowe podażowe impulsy, krajowa waluta już nie powinna powiększać strat.
Poranne wahania póki co nie mają też żadnego wpływu na zmianę układu sił na wykresach polskich par. Kurs EUR/PLN dalej pozostaje w miesięcznej konsolidacji wokół 4,45 zł, USD/PLN w szerokim trendzie bocznym 3,90-4,00 zł, a CHF/PLN wciąż stara się opierać przed trwałym wybiciem powyżej 4,20 zł. I jakkolwiek w perspektywie 2-3 tygodni należy się liczyć z tym, że opisane waluty podrożeją od 5-10 gr, to na tę chwilę, nie ma jeszcze wiarygodnych sygnałów, że dojdzie do tego już teraz.
Marcin Kiepas
analityk Tickmill