W chwili pisania tego komentarza tamtejszy indeks DAX jest prawie 17 proc. na plusie od początku roku. Z amerykańskim S&P 500 wygrywa nie tylko w ostatnich miesiącach, ale również w całym, ponad 3-letnim okresie pokazanym na wykresie.
Przepaść, jaka powstała między osiągnięciami obu indeksu w ostatnim czasie, to z jednej strony reakcja na pogorszenie bieżących danych z amerykańskiej gospodarki (szczególnie w zderzeniu z wcześniejszymi mocno rozbudzonymi nadziejami), a z drugiej – wyraz oczekiwań na przyspieszenie w Europie.
Najnowszym akcentem stały się wypowiedzi niemieckich polityków, a nawet przedstawicieli znanego z ostrożności Bundesbanku o konieczności poluzowania konserwatywnych reguł fiskalnych w celu zwiększenia wydatków na obronność i infrastrukturę. Ekonomiści okrzyknęli te sygnały wręcz "epokową zmianą" w sposobie myślenia niemieckich władz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z jednego ekstremum do drugiego
Po dynamicznym rajdzie na giełdzie we Frankfurcie można się jednak zastanawiać, czy niemieckie akcje nie znalazły się już za wysoko względem swych amerykańskich odpowiedników. W dolnej części wykresu pokazuję różnicę wskaźników ceny do prognozowanych zysków spółek po obu stronach Atlantyku.
Podczas gdy w listopadzie barometr ten silnie wychylił się na korzyść Wall Street, to teraz jest już w dolnym zakresie wahań z ostatnich lat. Niesamowite, jak szybko owe rynkowe "wahadło" przechyliło się z jednego ekstremum do drugiego.
Mimo tych wątpliwości ostatnie wydarzenia to nauka na przyszłość – atrakcyjne inwestycje znaleźć można nie tylko na Wall Street. W Europie również.
Tomasz Hońdo, Starszy Ekonomista Quercus TFI S.A.