Przed pandemią na warszawskiej giełdzie wiało nudą. Wszystko zmieniło się w marcu. Początkowo mieliśmy do czynienia z panicznym wyprzedawaniem akcji w obawie przed kryzysem. Jednak dość szybko inwestorzy zwietrzyli okazję - koronawirus to wielki biznes.
Kto odpowiednio wcześnie postawił pieniądze i kupił akcje części spółek biotechnologicznych, które mogą dystrybuować lub tworzyć własne testy, szczepionki i leki na COVID-19, liczy ogromne zyski.
Świeżym przykładem jest Biomed-Lublin, a więc spółka, która w środę pokazała ampułkę z preparatem, który nazywa pierwszym na świecie lekiem na COVID-19.
Szaleństwo na akcjach Biomedu
Na prezentację leku błyskawicznie zareagowała giełda i wartość akcji oraz całej firmy w kilka godzin w środę wzrosła o 40 proc. I to nie pierwszy raz. Podobne reakcje były też przy poprzednich komunikatach tego typu.
W sumie od marca cena jednej akcji wzrosła z kilkudziesięciu groszy do ponad 20 zł obecnie. A w międzyczasie przekroczyła nawet 30 zł. Tym samym każdy, kto postawił 1000 zł na akcje Biomedu pół roku temu, teraz miałby na koncie ponad 20 tys. zł.
Przy dużym szczęściu, stawiając 20 tys. zł, można było zostać milionerem. Za taką kwotę 12 marca wystarczyło kupić akcje po 56 groszy za sztukę. Na przełomie lipca i sierpnia, gdy kurs na giełdzie osiągał szczyt, ich wartość przekroczyłaby okrągły milion.
Ten sam przykład pokazuje jednocześnie, jak bardzo ryzykowna jest gra na giełdzie, gdy emocje biorą górę nad zdrowym rozsądkiem. Inwestorzy-amatorzy, którzy na fali przeczytanych w mediach nagłówków liczyli na łatwe i szybkie zyski, kupili akcje Biomedu "na górce" na koniec lipca lub początek sierpnia, teraz są na minusie około 30 proc.
Jeśli zdarzyłoby się, że zaczynające się badania kliniczne nie potwierdzą skuteczności polskiego leku na koronawirusa, może się to skończyć gwałtownym krachem na akcjach i gigantycznymi stratami dla posiadaczy akcji.
A trzeba zauważyć, że niektórzy eksperci i lekarze są dość sceptycznie nastawieni do "odkrycia" Biomedu. I choć nie negują sensu tego typu terapii, sugerują, że szum wokół tego leku jest mocno przesadzony.
- Bardzo się cieszę, że Polakom się udało, ale muszę to powiedzieć: to nie jest żaden przełom. Terapia z użyciem przeciwciał znana jest od dekad. Pierwsze prace na ten temat pochodziły ze Stanów Zjednoczonych - tak sytuację komentuje dr Tomasz Dzieciątkowski.
Ekspert: to bańka spekulacyjna
- To zupełnie normalne, że jednego dnia akcje tego typu spółek potrafią rosnąć kilkadziesiąt procent - komentuje z kolei sytuację na GPW Paweł Cymcyk, analityk DNA Rynków.
- Giełda przewiduje, co zdarzy się za kwartał, dwa, a nawet kilka lat. Zależy od skali przedsięwzięcia. W związku z tym nie ma się co dziwić, że wszystkie inicjatywy związane z testami, szczepionkami czy lekami na koronawirusa, których jeszcze nawet fizycznie nie ma, są wręcz euforycznie przyjmowane przez inwestorów - tłumaczy.
Ekspert nie ma wątpliwości, że wokół spółek biotechnologicznych narosła bańka spekulacyjna. Spodziewa się, że skończy się to w wielu przypadkach porażką. Niektóre spółki nie spełnią oczekiwań, nie sprostają konkurencji, a akcje polecą w dół, pogrążając inwestorów.
Cymcyk radzi początkującym inwestorom dużą ostrożność przy tego typu akcjach. Choć może się wydawać, że to teraz "pewniaki", bardzo łatwo się na nich "przejechać". Potencjalnie można kilkukrotnie pomnożyć oszczędności, ale i zostać z jedną trzecią lub połową wcześniej wpłaconych środków.
- Chcesz spróbować szczęścia? Nie angażuj w jedną spółkę więcej niż 7-10 proc. swojego kapitału przeznaczonego na inwestycje - radzi Cymcyk.
Na pytanie o to, czy nie lepiej zniechęcać niedoświadczonych graczy giełdowych do tak ryzykownych akcji, wskazuje, że nie - powinni oni na własnej skórze przekonać się, czym jest giełda.
- To dobra okazja na lekcję, że jak się szybko zarabia pieniądze, to równie szybko można je stracić. Nauka na własnych błędach najlepiej kształtuje giełdowych inwestorów - przekonuje Paweł Cymcyk.
Biomed nie jest sam
Stopy zwrotu na akcjach Biomedu rzędu 2-3 tys. procent to dużo? Tak, ale to nie wyjątek. Wystarczy spojrzeć na Mercator Medical. Producent m.in. jednorazowych rękawic medycznych osiąga rekordowe wyniki finansowe i zyskał na giełdzie w tym roku już blisko 7 tys. proc.
Jeszcze w marcu można było kupić jedną akcję za kilkanaście złotych. Teraz ich cena sięga prawie 400 zł.
Rollercoaster na akcjach widać też w przypadku spółki Mabion. Zawarła ona niedawno porozumienie z konkurentem z Australii. Efektem ma być "współpraca na rzecz wspólnego rozwoju, produkcji i wprowadzenia na rynek w UE szczepionki przeciwko koronawirusowi".
Jedna zapowiedź wystarczyła, by wartość spółki w krótką chwilę wzrosła o jedną czwartą. W zasadzie od marca notowania jej akcji raz szybują w górę, a raz pikują. Wahają się w przedziale od 20 do 40 zł, co oznacza, że w krótkim czasie można było albo zyskać 100 proc., albo stracić połowę oszczędności.
Szalona spekulacja jest też na akcjach producentów środków czystości. Same wykresy spółek Global Cosmed i Harper Hygienics mówią wiele. Od marca do lipca notowały kilkukrotny wzrost, by potem akcje z hukiem spadły. Ostatnio znowu idą w górę. W tym czasie część inwestorów zarobiła, ale spora grupa też liczy straty.