Od października stopy procentowe w Polsce wzrosły z 0,1 do 2,75 proc. Tym samym rata typowego kredytu skoczyła o blisko jedną trzecią. Na dodatek można spodziewać się kolejnych podwyżek, które jeszcze mocniej uderzą w domowy budżet.
To niejedyny problem. Nieoprocentowane oszczędności, które trzymamy m.in. z myślą o zabezpieczeniu spłat rat w przyszłości, realnie tracą na wartości. Wszystko przez inflację, która rozszalała się w Polsce i jest na najwyższym poziomie od ponad 20 lat. Ostatnie statystyki mówią o średnim wzroście cen na poziomie 8,6 proc. w skali roku.
Zapytaliśmy ekspertów, jak można zarobić na wyższe raty, wykorzystując obecną trudną sytuację rynkową. Wychodzi na to, że jest kilka opcji, które sprawią, że pieniądze nie będą bezczynnie leżeć w banku, a potencjalne stopy zwrotu będą wyższe niż oprocentowanie spłacanych kredytów. Dają też szansę na obronę oszczędności przed inflacją.
Należy jednak podkreślić, że oczekiwane zyski nie pojawią się z dnia na dzień i raczej dadzą ulgę np. obecnym kredytobiorcom dopiero w dłuższej perspektywie czasu. Jak wskazują eksperci, cudów nie ma i trzeba swoje odczekać, a do tego też trzeba mieć odpowiednią gotówkę.
Nieruchomości ciągle w cenie
- Mamy na rynkach bardzo specyficzny czas i sytuacja nie jest oczywista. Zapowiada się raczej ciąg dalszy nudnego inwestowania - komentuje Bartosz Turek, ekspert HRE Investments.
W rozmowie z money.pl typuje nieruchomości, jako dobry sposób na wykorzystanie wolnych środków finansowych. W kontekście rosnących rat może wydawać się to ryzykowne, ale stopy zwrotu cały czas powinny być większe.
- Nie tylko same ceny mieszkań, ale i czynsze najmu powinny rosnąć. Po 5-10 latach mamy niemal gwarancję, że taka inwestycja uchroni nasz kapitał przed inflacją i realnie zarobimy. Długoterminowo na rynku mieszkaniowym trudno stracić - ocenia Turek.
Dodaje, że na rynku nieruchomości można też inwestować na wiele innych sposobów. Niekoniecznie w mieszkania, ale też w lokale użytkowe na wynajem, choć tu trzeba dysponować większymi pieniędzmi. Wskazuje też na rosnące ceny gruntów rolnych czy budowlanych, które są interesującym sposobem na lokowanie oszczędności.
Podkreśla przy tym, że do tego typu inwestycji potrzeba cierpliwości. Trzeba na nie patrzeć w horyzoncie co najmniej kilku lat. Czasami zmuszają do tego przepisy, bo w przypadku gruntów rolnych sprzedaż ustawowo jest zamrożona na 5 lat od momentu zakupu.
Rynek daje też możliwość np. zostania wspólnikiem w spółce celowej powołanej przez dewelopera do budowy osiedla. Dostępne na rynku oferty sugerują, że da się w ten sposób zarabiać 7-8 proc. rocznie. Choć, jak podkreśla Bartosz Turek, podejmujemy tu większe ryzyko niż przy np. samodzielnym zakupie mieszkania z przeznaczeniem na wynajem.
Polska giełda z dużym potencjałem
Do ryzykownych bez wątpienia należą też inwestycje na giełdzie. Jeśli jednak dobrze trafimy, zyski przyjdą szybciej niż z rynku nieruchomości i mogą być wyższe, co w kontekście rosnących tu i teraz rat kredytów jest kuszące.
Według Piotra Kuczyńskiego z domu inwestycyjnego Xelion to właśnie polska giełda wydaje się nowym, ciekawym tematem. Z kolei nieruchomości uznaje za już zgrany temat.
- Inwestorzy na całym świecie poszukują odpowiedzi na pytanie o najlepszy sposób na lokowanie pieniędzy przy wysokiej inflacji i planowanych podwyżkach stóp procentowych. Widać to np. po zainteresowaniu kryptowalutami, których osobiście nie trawię - przyznaje Kuczyński w rozmowie z money.pl.
Dostrzega w zachowaniu inwestorów zwrot w kierunku akcji europejskich spółek z rynków rozwijających się, do których zalicza się m.in. Polska. Różnego rodzaju giełdowe wskaźniki pokazują, że są one tanie i wyglądają atrakcyjnie. Zauważa, że w ostatnim czasie potężne amerykańskie banki inwestycyjne rekomendowały, żeby odpuścić sobie giełdę w USA i skierować uwagę właśnie na Europę.
- Akcje na warszawskiej giełdzie są wskaźnikowo o około 50 proc. tańsze niż w Stanach Zjednoczonych. Polska przez długi czas była na rynkach niezauważana i niedoceniana - wskazuje Kuczyński.
Dodaje, że wielu inwestorów mogło do tej pory niechętnie patrzeć w stronę polskich spółek m.in. w związku z obawami o konflikt na sąsiadującej z nami Ukrainie. Sądzi jednak, że gdy sytuacja się uspokoi, wróci większe zainteresowanie GPW i akcje pójdą w górę.
Złoto i obligacje. Dla bezpieczeństwa
Nasi rozmówcy widzą szansę zarobku na giełdzie i w nieruchomościach, choć ostatecznie ciągną w swoją stronę. Łączy ich jedno - wiara w to, że złoto jest obecnie ciekawą opcją.
Piotr Kuczyński przyznaje, że obserwuje na rynku delikatny ruch inwestorów w kierunku złota. Zauważa, że coraz mocniej rosnące rentowności obligacji amerykańskich zazwyczaj powodowały spadki cen złota, a tym razem kruszec nie chce tanieć, a nawet od początku lutego systematycznie drożeje. To jest sygnał, którego nie można bagatelizować.
Cena uncji złota (w dolarach) w ostatnich siedmiu dniach
Zwykły Kowalski na giełdzie w złoto nie zainwestuje. Bartosz Turek sugeruje, że nie jest dobrym pomysłem kupno złotej biżuterii, bo jubilerzy narzucają spore marże. Lepszą opcją jest kupno fizycznej sztabki lub monety. Uważa, że złoto ciągle należy traktować jako dobre zabezpieczenie w trudnych czasach konfliktów geopolitycznych, pandemii, a przy wysokiej inflacji już nieraz w historii udowodniło, że trzyma swoją wartość.
Ekspert sugeruje też, by część oszczędności trzymać w bezpiecznych detalicznych obligacjach skarbowych. Niektóre w perspektywie kilku lat będą wypłacały odsetki uzależnione od wskaźnika inflacji, a nie można wykluczyć, że ta pozostanie wyższa od oprocentowania kredytów. Turek podpowiada jednak, by nie spieszyć się z zakupem długoterminowych obligacji.
- Szedłbym jeszcze w krótkoterminowe 3-miesięczne obligacje. Ministerstwo Finansów będzie musiało jeszcze podnieść oprocentowanie w swojej ofercie. Mrożenie pieniędzy na kilka lat przy obecnych stawkach może okazać się błędem - uważa Bartosz Turek.