ZUS wymówił częściowo Comarchowi umowę podpisaną półtora roku temu. Akcje informatycznej spółki spadły w środę o 9,4 proc. i był to drugi najgorszy dzień w historii jej notowań. Wartość Comarchu tylko w środę spadła o 126 mln zł. Janusz Filipiak razem z żoną Elżbietą ma 41 proc. akcji, więc mógł sobie odpisać z majątku 51 mln zł. Odkąd spółka podpisała umowę z ZUS (14 listopada 2017) jej wartość spadła o 106 mln zł, a udział Filipiaków o 43 mln zł.
W ten sposób Elżbieta i Janusz Filipiakowie stracili to, co zarobili na spółce przez trzy lata: od 2015 do 2017 roku. A zarabiają sporo. Już od ośmiu lat Janusz Filipiak jako prezes Comarchu jest najlepiej opłacanym menedżerem w polskich spółkach giełdowych. W rankingu Forbesa zajmował w ubiegłym roku 72. miejsce na liście najbogatszych.
Jest to tym łatwiejsze, że właściwie jest swoim własnym pracodawcą. On i żona, która zresztą też otrzymuje sowite pobory od spółki, jako przewodniczący rad nadzorczych mają 41 proc. akcji, ale dzięki przywilejom z akcji aż 68 proc. głosów. Można więc powiedzieć, że płacą samym sobie.
Jak wyliczył money.pl, od 2010 do 2017 roku pobrali od Comarch i jego spółek zależnych w sumie 93 mln zł, z czego Janusz Filipiak 86 mln zł, a jego żona 7,1 mln zł. W ostatnich latach połowę kwot płaciły spółki zależne, m.in. te zagraniczne, umiejscowione w 30. krajach świata.
Można powiedzieć - ich spółka, ich sprawa. Pozostałym akcjonariuszom od 2012 roku wypłacono niecałe 40 mln zł dywidendy z 365 mln zł zysku netto. Kto kupuje akcje Comarchu na giełdzie, wie na co może liczyć. Na maksymalnie 1,50 zł brutto dywidendy rocznie na akcję. Z przerwą w latach 2015-2016 spółka regularnie tyle właśnie płaciła co roku.
Nawet udziały większościowe w klubie piłkarskim Cracovia ma Comarch, a nie bezpośrednio jej prezes Janusz Filipiak. Wieloletnim dokładaniem do klubu (na koniec 2017 roku, mimo sprzedaży Krzysztofa Piątka, miała cały czas nierozliczone 8 mln zł strat z ubiegłych lat) zajmuje się więc firma, a nie sam prezes.
ZUS wykorzystał Comarch
Półtora roku temu ZUS chwalił się, że zapłaci za utrzymanie systemu o połowę mniej, niż płacił wcześniej. Wszystko dzięki przetargowi, w którym wystąpiła realna konkurencja dla Asseco Poland. Ostateczna umowa opiewała na 242 mln zł dla Comarch za cztery lata pracy, czyli o 130 mln zł mniej niż chciało Asseco.
Teraz okazuje się, że Asseco zgodziło się po czasie obniżyć cenę o 30 proc. Podał to ZUS wraz z informacją o wymówieniu umowy Comarchowi.
Finansowo wygląda to tak: nie dość, że Zakład dzięki temu, że znalazł się konkurent dla Asseco, zapłaci mniej, to jeszcze chce dochodzić w sądzie odszkodowania od Comarchu w wysokości 10 proc. wynagrodzenia. To ponad 24 mln zł. Gdyby sąd uznał racje ZUS-u, to per saldo Zakład zapłaciłby za utrzymanie systemu 238 mln zł (70 proc. zniżki od Asseco daje 262 mln zł, plus ewentualne odszkodowanie 24 mln zł), czyli mniej niż wziąłby sam Comarch.
Poszło o 7 z 74 metryk usług. Comarch argumentuje, że jeszcze miał czas na ich przygotowanie i nie zakończył się okres przejściowy. A pozostałe metryki zostały opracowane. Sam pójdzie do sądu przeciw ZUS. Teraz korzyści finansowe ZUS na całym zamieszaniu lub brak korzyści (kto komu zapłaci odszkodowanie) zależeć mogą od wymiaru sprawiedliwości.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl