Akcje LVMH zyskały w czwartek 5,7 procenta i zakończyły dzień na poziomie 883,9 euro. Tym samym wycena spółki wzrosła do 445,5 miliarda euro, czyli równowartości 486 miliardów dolarów. Jak podaje Bloomberg, taki wynik otworzył francuskiemu koncernowi drzwi do pierwszej dziesiątki największych pod względem kapitalizacji spółek na świecie.
LVMH to jedyna europejska firma w tym gronie. Na miejscu dziewiątym jest odpowiedzialna za Facebooka Meta, ósma jest Tesla, a następnie NVIDIA, Berkshire Hathaway, Amazon, stojący za wyszukiwarką Google Alphabet, Saudi Arabian Oil, Microsoft i Apple.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Akcje rosną, prezes się bogaci
Francuski koncern jako jedyny z pierwszej dziesiątki reprezentuje branżę dóbr luksusowych. To do niego należą takie marki, jak Louis Vuitton, Moët & Chandon, Hennessy, Givenchy, Marc Jacobs czy Kenzo. - To pokazuje, jak rośnie grupa zamożnych ludzi - ocenił w rozmowie z Bloombergiem Gilles Guibout z AXA Investment Managers. Od wielu lat za wzrosty w tej branży odpowiadają Chiny i tak też było w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
Akcje LVMH zyskały w ciągu ostatniego roku 29 proc. - przez ostatnie 10 lat nie zwalniały średnio poniżej 20 proc. Tak samo jak akcje rywala, spółki Hermes International. Rosnąca wycena LVMH ma też niebagatelny wpływ na majątek prezesa koncernu i jego największego udziałowca - Bernard Arnault pod koniec ubiegłego roku stał się najbogatszym człowiekiem na świecie według rankingu miliarderów Bloomberga. Wyprzedził wówczas Elona Muska. Obecnie majątek Arnaulta jest szacowany na 198 miliardów dolarów.
Czas próby jeszcze nie nadszedł
Bloomberg komentuje, że LVMH, Hermes i ich inni francuscy rywale są dla wielu europejskich inwestorów tym, czym dla Amerykanów spółki technologiczne - niemal pewniakami, na których trudno stracić. Jak jednak zaznacza agencja, sceptycy zwracają uwagę, że odporność spółek z branży luksusowej na kryzys nie została jeszcze przetestowana. Podczas długiej recesji na luksus mogłaby sobie bowiem pozwolić tylko garstka najbogatszych, a część z obecnych klientów Louisa Vuittona musiałaby jednak zacisnąć pasa.