Wydawało się, że w środę w USA na rynkach nie będzie się działo nic interesującego, ale nastroje były tak dobre, że byki nadal prowadziły indeksy na północ. Nie było żadnych istotnych powodów do wzrostu indeksów, ale znajdowano sobie preteksty, którym uzasadniano zwyżki.
Głównym pretekstem była publikacja danych o inflacji w cenach producenta (PPI). Fed od dawna nie zwraca na tę miarę inflacji uwagi. Gracze też praktycznie nigdy nie reagują na ten raport. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy duże są obawy przed inflacją, a PPI mocno rośnie. Tym razem główna miara inflacji PPI spadła w lutym w stosunku do poprzedniego miesiąca aż o 0,6 procent. Odpowiadały jednak za ten spadek koszty energii. Inflacja bazowa wzrosła (tak jak oczekiwano) o 0,1 procent. Rzeczywiście presji inflacyjnej nie widać, ale nie widać też ożywienia gospodarczego, bo gdyby było poważne to ceny produkcji jednak by rosły. To naprawdę nie mógł być realny powód wzrostu indeksów.
Dobre nastroje i wzrost cen surowców pomagały jednak bykom na rynku akcji. Gracze kompletnie nie zwracali uwagi na krańcowe wykupienie techniczne rynku i prowadzili indeksy na północ. Owszem, na dwie godziny przed końcem sesji rozpoczęła się realizacja zysków, ale koniec dnia znowu należał do byków.
Taka sytuacja, kiedy indeksy rosną mimo skrajnego wykupienia, panuje na rynkach wtedy, kiedy gracze niczego się już nie boją. A nie boją się niczego wtedy, kiedy do korekty jest już naprawdę bardzo blisko. Podkreślam: nie zawału, a jakiejś, chłodzącej korekty.
GPW rozpoczęła środowa sesję zgodnie z oczekiwaniem, czyli jednoprocentowym wzrostem WIG20. Nasz (i węgierski) rynek był nadal silniejszy od rynków Europy Zachodniej. Bardzo szybko zrobił się zresztą najsilniejszy, bo na Węgrzech pojawiła się chęć do realizacji zysków. Po dwugodzinnym postoju, już przed południem, kolejna fala zleceń koszykowych bardzo szybko podniosła WIG20 o blisko dwa procent. Mniejsze spółki zdecydowanie pozostawały z tyłu, a z dużych liderem były PKN Orlen, Lotos i banki.
Ten atak na 2.500 pkt. spotkał się jednak z kontratakiem niedźwiedzi i po południu bardzo szybko z tych dwóch procent wzrostu zrobił się jeden procent. Potem sytuacja na chwilę się poprawiła, ale już takiej pewności nie było szczególnie, że węgierski BUX wylądował na minusach. Nic dziwnego, że przed rozpoczęciem sesji w USA indeksy zaczęły się znowu osuwać. Bardzo optymistyczny początek handlu na amerykańskich giełdach uratował byki przed klęską, ale wzrost WIG20 o 0,8 proc. trudno uznać za sukces szczególnie, że olbrzymi był obrót. Wyglądało to na przesilenie.