*Od kilku dni na giełdach widać uporczywe próby zainicjowania poważniejszego ruchu w górę. Idzie to jednak bykom jak po grudzie. Wzrosty gaszone są przez podaż, która jednak nie jest zbyt mocno zdeterminowana do działania i po chwili _ odpuszcza _. *
Choć taka przepychanka jest dość męcząca, może potrwać nieco dłużej. Głównym motywem kupujących akcje wydaje się nie wiara w większy i bardziej trwały wzrost ich cen, lecz raczej strach przed pogłębieniem przeceny i kolejną falą spadków. To trochę za mało na powrót do _ hossy _. Z drugiej jednak strony trzeba mieć świadomość, że właśnie zwątpienie i zniechęcenie często stanowią niezłą pożywkę dla dynamicznego skoku.
Polska GPW
Demonstrowana we wtorek siła naszego parkietu okazała się dość nietrwała. Dziś utrzymała się tylko przez godzinę. Indeks największych spółek zyskiwał na otwarciu 0,8 proc. i zdołał dotrzeć do poziomu 2356 punktów. Pogorszenie się nastrojów w Europie, a szczególnie na parkiecie we Frankfurcie, zepchnęło go pod kreskę, jednak poziom 2300 punktów, uparcie broniony od kilku dni, nie był zagrożony.
W pierwszej wzrostowej fazie sesji liderami wśród największych firm były papiery banków. BZ WBK zyskiwał 2,4 proc., Pekao i PKO rosły po niemal 2 proc. Po około 1,5 proc. szły w górę akcje KGHM i PKN Orlen. Bankowe walory szybko jednak traciły uznanie inwestorów. Akcje BZ WBK oddały niemal całą wcześniejszą zwyżkę, papiery BRE traciły 2 proc., a Pekao przeceniano o 1 proc. W ciągu dnia jednak nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie. W drugiej części sesji WIG20 zyskiwał głównie dzięki zwyżkującym o 2,5 proc. papierom PZU, rosnącym ponad 1,5 proc. akcjom KGHM oraz ponownie odzyskującym siłę bankom. Ostatecznie WIG20 wzrósł o 0,7 proc., wskaźnik szerokiego rynku i mWIG40 zwyżkowały po 0,5 proc., a sWIG80 zwiększył swoją wartość o niecałe 0,1 proc. Obroty wyniosły 1,4 mld złotych.
Giełdy zagraniczne
Byki na Wall Street _ rzutem na taśmę _ wywalczyły we wtorek zwycięstwo. Dość skromne, ale jednak. S&P500 zwiększył swoją wartość o 1,1 proc. Zmagania z niedźwiedziami trwały niemal cały dzień i zakończyły się 11 punktową zwyżką. Na razie jednak można mówić jedynie o powstrzymaniu spadkowej fali i obronie dołka, który w trakcie sesji był testowany. Zawsze to coś, choć do bardziej wyraźnej poprawy sytuacji potrzeba jeszcze sporo wysiłku.
Na parkietach azjatyckich sytuacja była dziś mocno zróżnicowana. Shanghai B-Share zyskał aż 3,4 proc., a Shanghai Composite o 2,8 proc. To odważne wyjście w górę z prawie czterotygodniowego ruchu w bok może robić wrażenie. Jednak trochę dziwi, bo ważne dla oceny stanu chińskiej gospodarki i posunięć w polityce pieniężnej opublikowane będą w czwartek i piątek. Inwestorzy uznali jednak, że nie warto czekać.
Ponad 1 proc. spadki zanotowano natomiast w Japonii i na Tajwanie. Nikkei wygląda bardzo kiepsko, spadł poniżej majowego dołka, a od początku kwietnia stracił już prawie 18 proc. Wszystko wskazuje na to, że dotrze do minimów z lipca i listopada ubiegłego roku, do których brakuje mu zaledwie 4 proc. Nastrojów tamtejszych inwestorów zdecydowanie nie poprawia umacniający się w ostatnich dniach jen.
Dobra końcówka sesji za oceanem wprawiła w dobry nastrój inwestorów w Europie. Na głównych parkietach start był nierówny. W pierwszych minutach liderem był CAC40, szybko zwiększający zwyżkę z 0,9 do prawie 1,4 proc. FTSE dotarł do 1,2 proc. Początkowo słaby był DAX, który zyskiwał zaledwie 0,3 proc. Po kilkudziesięciu minutach wszystkie trzy wskaźniki _ ujednoliciły _ ruch, rosnąc po 0,9-1 proc. Indeks we Frankfurcie zachowywał się jednak wyraźnie najbardziej _ nerwowo _. Widać było wyraźnie walkę wokół poziomu 5900 punktów. Jego wahania były uważnie obserwowane i naśladowane przez pozostałe wskaźniki.
Na parkietach naszego regionu przeważały ostrożne zwyżki. Liderem był rosnący o 1,2 proc. rumuński BET. Nieznacznie ustępował mu Budapeszt. W Moskwie i Sofii wskaźniki zyskiwały rano 0,1-0,3 proc. Indeks w Atenach rósł o prawie 2 proc., a w Madrycie o ponad 1 proc., próbując odrabiać niedawne mocne straty. Optymizmu europejskim rynkom starczyło zaledwie na godzinę i jeszcze przed południem DAX znalazł się pod kreską, ciągnąc za sobą indeksy na pozostałych giełdach. W dalszej części dnia sytuacja jednak była dość zmienna, a końcówka sesji przyniosła wyraźną poprawę nastrojów. W Atenach indeks zwiększył skalę zwyżki do niemal 4 proc. Tuż po godzinie 16.00 wskaźniki w Paryżu i Londynie zyskiwały po 0,7 proc., a DAX rósł o 1,4 proc.
Podsumowanie
Dziś naszym inwestorom nie starczyło siły i odwagi, by iść pod prąd światowym nastrojom. Wtorkowa _ niezależność _ okazała się nietrwała. Można jednak podejrzewać, że spadki zawdzięczamy nie rodzimym graczom, lecz kapitałowi zagranicznemu, który znów niechętnie patrzy na ryzykowne rynki. Świadczyć może o tym fakt, że pogorszenie się nastrojów we Frankfurcie oraz notowań kontraktów na amerykańskie indeksy zepchnęło pod kreskę niemal równocześnie wskaźniki w Warszawie, Moskwie, Budapeszcie i Istambule.
Pozostałe indeksy zmniejszyły skalę wzrostów, ale utrzymały się na plusach. W tym kontekście można przypuszczać, że mocne zachowanie się naszego rynku w pierwszej części sesji, obserwowane już drugi dzień z rzędu, wykorzystywane jest przez zagranicę do pozbywania się akcji. Warto przypomnieć niedawne potężne obroty w trakcie sesji z 26 maja, w dzień po ustanowieniu lokalnego dołka przez nasze indeksy. Być może część ówczesnych _ szczęśliwych _ nabywców akcji właśnie się z nimi żegna, skutecznie hamując próby wzrostów.