Niedzielne dane chińskich instytucji, pokazujące spadek wskaźników PMI zarówno dla przemysłu, jak i usług, znalazły dziś potwierdzenie w wersji publikowanej przez Markit Economics. Nie pozostaną one raczej bez wpływu na rynki, szczególnie gdyby dołożyły się do nich negatywne sygnały z Niemiec, strefy euro lub Stanów Zjednoczonych.
PMI dla chińskiego przemysłu wzrósł z 49,6 do 49,7 punktu, minimalnie słabiej niż się spodziewano, potwierdzając kiepskie perspektywy. Poniżej 50 punktów zszedł także wskaźnik liczony przez instytucje z Chin. To nie nastraja optymistycznie, tym bardziej że inwestorzy z niepokojem czekają na dane z pozostałych głównych gospodarek, w tym niemieckiej i amerykańskiej.
Na giełdzie w Szanghaju indeks tracił ponad 2 proc., Nikkei spadł o 0,66 proc. Po piątkowym wyskoku notowań na rynku ropy naftowej nie ma dziś rano śladu, a kontrakty na główne indeksy europejskie zniżkują po 0,1 proc. Nieznacznie w górę idą jedynie pochodne na miedź oraz na indeksy amerykańskie.
Nieoczekiwanie silne pogorszenie się nastrojów w końcówce piątkowego handlu na Wall Street doprowadziło do trzeciego już w tym roku zejścia S&P500 poniżej 2000 punktów. Poprzednio każde takie wydarzenie kończyło się dynamicznym odreagowaniem, ale nie ma pewności, że będzie podobnie i tym razem. Postrzeganie sytuacji makroekonomicznej przez Fed jest coraz bardziej optymistyczne, jednak coraz częściej bieżące dane dają podstawy do niepokoju. Reakcja na rozczarowujący odczyt PKB była jednoznaczna, więc oczekiwanie na dzisiejszą publikację wskaźnika ISM może być nerwowe, a kolejne rozczarowanie może skończyć się podobnie jak w piątek, gdy indeksy straciły po 1,3-1,4 proc. Warto też zwrócić uwagę, że pierwszy miesiąc roku kończy się spadkiem S&P500 o ponad 3 proc., podobnie jak styczeń ubiegłego roku, jednak po raz pierwszy od ponad dwóch lat mamy na Wall Street drugi spadkowy miesiąc z rzędu.
Wyraźnie widoczna jest zadyszka w przypadku rewelacyjnie spisującego się do niedawna DAX-a. Indeks od czterech sesji nie jest w stanie wyjść powyżej szczytu z poprzedniego poniedziałku, ale jednocześnie nie wchodzi w fazę spadkowej korekty. Trzeba się liczyć, że może ona się rozpocząć w każdej chwili, a pretekstów nie brakuje. Można ich dostarczyć publikacja wskaźników PMI lub pielgrzymka greckiego premiera i ministra finansów po Europie, w poszukiwaniu sojuszników, popierających rezygnację z polityki zaciskania pasa. Aleksis Cipras rozpoczął sprytną rozgrywkę, odmawiając współpracy z „trojką”, ale jednocześnie deklarując gotowość rozmów z instytucjami Unii Europejskiej i przedstawicielami MFW.
Indeks naszych największych spółek także znalazł się w newralgicznym punkcie. W piątek byki podjęły próbę przekroczenia 2350 punktów, która zakończyła się niepowodzeniem. Po zwyżce o 100 punktów, jest trochę miejsca na korektę, ale pogorszenie się nastrojów w otoczeniu może bardzo szybko zmienić obecny umiarkowanie pozytywny obraz rynku.
Sięgający 7 proc. skok notowań ropy naftowej i niemal 2 proc. zwyżka kontraktów na miedź, rozgrywały się w piątek już po zakończeniu handlu w Warszawie, ale przekraczające 2,5 proc. wzrosty walorów PGNiG i Lotosu w ostatnich minutach sesji raczej nie były dziełem przypadku. Gwałtowne odreagowanie cen ropy to efekt informacji o cięciach wydatków w amerykańskiej branży naftowej, ale o trwałym odwróceniu tendencji na rynku jeszcze trudno mówić, co widać po dzisiejszych porannych spadkach o prawie 1,5 proc. Możemy zatem być świadkami korekty optymizmu na naszych spółkach wydobywczych. Podobnie może być w przypadku JSW, gdzie na szybkie porozumienie się nie zanosi, więc sięgająca niemal 10 proc. piątkowa zwyżka ma nikłe szanse, by się utrzymać.