Początek piątkowej sesji był niezwykle spokojny. Jak się okazało była to cisza przed burzą. Burzą zakupów, bo po neutralnym otwarciu popyt konsekwentnie podnosił indeksy czego wynikiem było spokojne wyjście WIG20 powyżej oporu 2160 pkt. a następnie zbliżenie się do strefy 2200 pkt. To jednak też nie zatrzymało byków!
Pierwszy oddech po trzygodzinnej wspinaczce rynek złapał dopiero na ponad 3 proc. wzroście. Z takim wynikiem byliśmy najsilniejszym parkietem w Europie. Olbrzymi obrót i wzrosty zarówno indeksów dużych i małych spółek wskazywały, że dzień może być jeszcze lepszy.
W trakcie postoju podaż nie miała najmniejszej siły obniżyć indeksy, a bykom sprzyjało absolutnie wszystko. Nawet poranne europejskie dane makro, choć zaledwie z drugiej ligi, były bardzo dobre.
Indeks opisujący gospodarczy rozwój niemieckiego sektora usług (PMI) osiągnął 54,1 pkt. i jasno pokazuje, że czwarta największa gospodarka świata wróciła na ścieżkę rozwoju. Jeszcze lepiej wygląda sytuacja w Stanach. Popołudniowa informacja o sprzedaży domów na rynku wtórnym w USA, stanowiącym ponad 80 proc. całego rynku nieruchomości nie była dobra, ale wręcz wyśmienita. Miesięczny wzrost sprzedaży o 7,2 proc. jest największy od 1999 roku. W sumie przez ostatni rok ponad 5,24 mln domów zmieniło właściciela, co jest wynikiem najwyższym od dwóch lat, czyli dokładnie od początku bessy. W tym kontekście nawet 15 proc. roczny spadek mediany ceny domu (dużo istotniejszy wskaźnik dla kredytobiorców) nie mógł zepsuć dobrej atmosfery.
Podaż ani razu w ciągu dnia nie doszła do głosu. W końcówce byki jeszcze docisnęły pedał gazu i zakończyliśmy na 4 proc. zwyżce. Dzisiejsza sesja jest imponująca pod każdym względem. Skala wzrostu, wielkości obrotu i szerokości rynku - wszystko przemawia na korzyść popytu. Wszystko wygląda tak pięknie, że aż trudno uwierzyć, że jeszcze pół roku temu walczyliśmy z największym spadkiem w dziejach GPW. W ciągu ostatnich trzech dni WIG20 zyskał ponad 10 proc. i teraz kolejnym celem byków jest bariera 2400 pkt. którą indeks przebił we wrześniu. Wszystko wskazuje na to, że po roku wrócimy więc do tych samych poziomów i dopiero wtedy będzie można snuć wizję korekty.