Podczas wczorajszej sesji na Wall Street byki odzyskały grunt pod stopami, a S&P500 zbliżywszy się na kilka punktów do kluczowej bariery 1400 pkt. po raz pierwszy w tym roku zanotował wzrost.
Jego skala była bardzo skromna, lecz dla rynków stojących na krawędzi załamania każda pomoc była na wagę złota. Warszawska giełda nie stanowiła tu wyjątku. Poranna poprawa nastroi sprowokowała popyt do działania, dzięki czemu główny indeks WIG20 obronił poziom wsparcia w rejonie minimum z 19 grudnia, a po pierwszym kwadransie sesji zyskiwał już 1 %. Wzorem notowań za oceanem w zwyżce partycypowały mocno przecenione Banki.
Głównym zagrożeniem dla odbicia była nakreślona we wczorajszej "Porannej" koncepcja RGR-a kontynuacji z szyją położoną w rejonie 3400 pkt. Indeks zbliżył się do niej na odległość 23 pkt., ale nie podjął bezpośredniej walki. Inicjatywa znalazła się więc w ręku niedźwiedzi. Te również nie wykorzystały swojej szansy i w południe GPW znalazła się w patowej sytuacji. Konsolidacja na poziomie minimów impulsu nie miała ani swoich wygranych, ani przegranych. Po południu byki ponowiły wysiłki i tym razem atak był skuteczniejszy wyprowadzając WIG20 na zamknięciu w rejon maksimów sesji - 3376 pkt.
Odbicie indeksu poprzedzone dość wyraźną penetracją strefy wsparcia nosi znamiona lokalnego punktu zwrotnego. Po to jednak by nie wpisało się ono jedynie w formację RGR-a kontynuacji, jako próba ruchu powrotnego, potrzebny jest drugi dzień zwiększonej aktywności strony popytowej. W założeniu powinien on przynieść przełamanie zarówno linii szyi jak i spadkowej tendencji towarzyszącej notowaniom indeksu od 10 grudnia, słowem 3400 pkt. Zanotowane najwyższe w tym roku obroty sprawiają, że powyższe oczekiwania są zasadne.