Po bardzo zaskakującej końcówce sesji w środę, trudno było wywróżyć, co przyniesie czwartek.
Duża rozbieżność między rynkiem kasowym i terminowym od samego rana utrudniała ocenę rzeczywistej sytuacji na GPW. Nie budziło wątpliwości, iż początek dnia nie będzie należał do udanych, po silnych zniżkach na Wall Street, a następnie na rynkach azjatyckich. GPW, w najgorszym momencie, tuż po otwarciu notowań, traciła nawet 7 procent (WIG20)
.
Początek notowań był zarazem najniższym, jak też najsłabszym punktem notowań. Potem, z mniejszym lub większymi sukcesami i sporej sesyjnej zmienności rynek próbował odrabiać te straty. Po wyjątkowo słabym otwarciu do filarów rynku należały akcje Pekao SA, a z mniejszych spółek w WIG20 - Polnord, który zaskoczył rynek dość dobrymi (jak na developera) wynikami kwartalnymi. Był to jedyny, poza Kętami, walor w WIG20, który kończy dzień wzrostem.
Całą sesja w Warszawie stała pod znakiem sporej nerwowości. Głównym jej powodem jest oczywiście niepewna sytuacja na Wall Street. "Lustro inwestycyjne świata" stoi bowiem na krawędzi rocznych minimów i ewentualne wyłamanie poniżej tych poziomów mogłoby mieć na wszystkich rynków akcji dość poważne konsekwencje. Na tym tle wypadem nieźle, bo jesteśmy, mimo spadków, o ponad 10 procent powyżej najniższych poziomów bessy.
Na wyniki notowań rzutowały w czwartek dane makro (min. kolejny wzrost bezrobocia w USA na podstawie danych tygodniowych z rynku pracy) oraz raporty kwartalne - szczególnie słabe wyniki PKN Orlen i Lotosu. Sesja, jako całość, zakończyła się bez rozstrzygnięcia, wyhamowaniem spadków. Wygenerowane tydzień temu dzienne sygnały zajmowania długich pozycji na WIG20 nie zostały jeszcze zanegowane i teoretycznie jest możliwy powrót do wzrostów, tym niemniej sytuacja optymistów uległa znacznemu pogorszeniu. Czwartek obył się bez cudów.