Zniżki cen akcji, rekordowo drogie ropa naftowa oraz złoto, drożejące obligacje amerykańskie, tracący wyraźnie dolar to bilans pierwszej sesji nowego roku na rynkach finansowych. Można było się obawiać tego, co przyniosą pierwsze sesje 2008 r., jednak siła reakcji inwestorów przerosła wszelkie oczekiwania.
Amerykański S&P stracił aż 1,4% i było to najgorsze otwarcie nowego roku od sześciu lat. Podobnie wypadły notowania u nas. WIG nieznacznie stracił i również była to najgorsza pierwsza sesja nowego roku od sześciu lat. Katalizatorem wyprzedaży w Ameryce stała się grudniowa wartość indeksu ISM, wskazująca na recesyjne zjawiska w przemyśle. Co jednak ciekawe to nie przemysł, a usługi są kluczowe dla kondycji gospodarki USA, więc można byłoby sobie wyobrazić, że takie dane mogłyby być równie dobrze zignorowane. Tak się jednak nie stało. Oddaje to bardzo słabe nastroje inwestorów i ich obawy o to, co przyniesie obecny rok. W takiej atmosferze trudno będzie zażegnać zagrożenie kolejnym atakiem przez S&P 500 na sierpniowy dołek.
Taka sama perspektywa stoi przed naszym rynkiem. W środę zyskiwał przez większość dnia, ale aktywność inwestorów była niewielka. Utrzymywała się atmosfera wyczekiwania na rozwój wydarzeń na świecie. Skoro te nie przebiegły po myśli posiadaczy akcji można spodziewać się dziś zwiększonej podaży akcji. Pierwsza sesja nowego roku potwierdziła jeszcze jedno - kłopoty zaczynają przeżywać banki. Wczoraj ucierpiały najmocniej. Ze względu na duże znaczenie tej branży dla ogólnej koniunktury taki obrót spraw jest czynnikiem przybliżającym test sierpniowego dołka przez WIG. Przypomnijmy, że sytuacja ma się teraz tak, że listopadowa wyprzedaż sprowadziła indeks do tego silnego wsparcia. Następnie byliśmy świadkami odbicia od niego, ale nie wypadło ono zbyt imponująco, przekonując o słabości rynku. WIG w konsekwencji dość szybko znów wrócił do poziomu z połowy sierpnia, ale na fali świątecznego optymizmu zdołał jeszcze raz się trochę od niego oddalić. Nie na tyle jednak, by można było mówić o zażegnaniu niebezpieczeństwa
pokonaniem tej bariery.
Rynki giełdowe mają problem, gdyż w ostatnim czasie praktycznie nie napływają na nie dobre wiadomości. Tak było w środę, kiedy kompletnie rozczarował indeks ISM w Ameryce, a w Europie gorzej od oczekiwań wypadły grudniowe indeksy aktywności przemysłu PMI dla strefy euro i Wielkiej Brytanii. Lekkim optymizmem powiało jedynie w przypadku wydatków budowlanych w USA. Może to generalnie nie są aż tak ważne dla inwestorów wiadomości, ale nakładają się na istniejące obawy przed spowolnieniem światowej gospodarki. Znajdowały one wczoraj potwierdzenie w zaskakującym spadku PKB w Singapurze w IV kwartale. Spodziewano się dość dużego wzrostu, a tymczasem spadek sięgnął 3,2%. Taka sytuacja tylko wzmaga niepokój, gdyż pokazuje, że gorsza sytuacja gospodarcza w Ameryce nie pozostaje wyizolowanym zjawiskiem, a zaczyna oddziaływać na gospodarki żyjące z eksportu. Taka diagnoza może negatywnie oddziaływać na postrzeganie wszystkich rynków azjatyckich, a przez to na kondycję całego grona emerging markets. Wschodzące rynki w
Azji były w minionym roku jednymi z najmocniejszych, więc pole do realizacji zysków na nich jest spore. Tym bardziej, że scenariusz negatywnego oddziaływania amerykańskiej gospodarki na koniunkturę w Azji nie był zbyt często przedstawiany.
Oliwy do ,,niedźwiedziego ognia" dolewa drożejąca znów ropa naftowa. Z tego powodu uzasadniona jest wciąż obawa przed presją inflacyjną. Tworzy to dodatkowy czynnik ryzyka z punktu widzenia prowadzenia polityki monetarnej na świecie. W tej kwestii na naszym podwórku sprawa wygląda prościej. Szacunki dotyczące grudniowej inflacji mówią o jej wzroście do 4%, co nie pozostawia złudzeń, że Rada Polityki Pieniężnej będzie musiała szybko kolejny raz podnieść stopy procentowe. Reakcją była wyprzedaż polskich obligacji.
Słabe zakończenie notowań w Ameryce będzie zapewne wywierać dziś presję na kursy akcji w Europie, choć pewną ulgę może stanowić lekka obniżka cen ropy naftowej. Azjatyckie rynki spadły dziś mniej niż w środę, ale na przebieg sesji na Starym Kontynencie ostatnio większy wpływ miały oczekiwania na to, jak wyglądać będzie kolejna sesja w Ameryce. Stąd przywiązywanie dużej wagi do notowań kontraktów na amerykańskie indeksy.