Pierwsze sześć godzin WIG20 spędził na zmianę odbijając się od poziomu czwartkowego zamknięcia i wyznaczając nowe rekordy. Wyraźnie osłabienie miało miejsce tuż po rozpoczęciu handlu w Stanach, jednak nie wydarzyło się tam nic co mogłoby uzasadniać taką przecenę.
Jedyna w piątek informacja ze strefy makroekonomicznej dotyczyła inflacji w cenach angielskich producentów i ta kolejny już raz była wyższa od oczekiwań, bo sięgnęła aż 5,4 procent. Nie zmieniło to ani giełdowych nastrojów, ani sytuacji na rynku walutowym. Co więcej inwestorzy zignorowali też wypowiedzi członków FED, że być może trzeba będzie szybko wycofać się z programu skupu obligacji i podnosić stopy procentowe.
Nie poprawiło to sentymentu do dolara i tracił on do euro blisko 1 procent. Ten ruch automatycznie podnosił ceny surowców i zarówno ropa jak i miedź zdrożały o 1,5 proc., a złoto sięgnęło nowych historycznych rekordów 1475 dolarów za uncje. Ponadto dalsze dyskusje o pomocy dla Portugali, która ma wynieść już ponad 80 mld euro także pozostały w kategorii faktów istotnych, ale pomijanych.
Zwyżka na surowcach tylko na początku przekładała się na wzrost naszego rynku. Najwięcej, jak zawsze, korzystał na tym KGHM, którego cena zbliżyła się na krok od granicy 200 złotych. Wysokich poziomów ani tej spółce ani całemu WIG20 nie udało się jednak utrzymać do końca.
Ostatnie dwie godziny sesji były silnym atakiem niedźwiedzi i udało im się nawet zepchnąć indeks poniżej 2900 pkt. Choć z perspektywy jednego dnia taka akcja w końcówce poparta obrotem może wydawać się niepokojąca to w skali tygodnia widać, że była to jedyna szansa wykorzystana przez podaż, a do tego bilans pierwszego tygodnia kwietnia zostaje zamknięty 1,7 proc. wzrostem.
Ponieważ po tym krótkim ruchu na południe znaleźliśmy się dokładnie w miejscu poniedziałkowego zamknięcia to niewielkie schłodzenie nastrojów powinno wyjść bykom na zdrowie i dzięki temu kolejnego tygodnia nie będziemy musieli zaczynać od dylematu _ czy warto jeszcze kupować skoro jesteśmy już tak wysoko _.