Mijający tydzień miał dwa oblicza. Ostatecznie jednak sprzedający akcje wychodzą z batalii zwycięsko. W centrum uwagi były banki centralne. Sygnał do odwrotu dał EBC.
To już czwarty spadkowy tydzień z rzędu dla WIG20. Strata tym razem nie jest duża (-0,76 proc.), ale po bardzo dobrym początku tygodnia mało kto spodziewał się takiego obrotu spraw. Tylko w piątek przecena wyniosła 2,2 proc.
Przypomnijmy, że jeszcze w środę indeks blue chipów zdołał wzbić się na blisko 3-tygodniowe maksima, pokonując barierę 1800 pkt., by w czwartek i piątek stracić całą wypracowaną przewagę. Na zamknięciu WIG20 przyjął wartość 1754 pkt.
Nastroje na rynkach akcji popsuł Europejski Bank Centralny, który wbrew oczekiwaniom nie wydłużył czasu obowiązywania programu skupu obligacji, który wygasa w marcu przyszłego roku. To oznacza, że już wkrótce zakręcony zostanie kurek z pieniędzmi, a gra toczy się o 80 mld euro miesięcznie.
Oczywiście nie tylko na GPW kontrolę przejęli sprzedający akcje. Wszystkie najważniejsze indeksy giełdowe idą w dół, choć nie tak mocno jak WIG20. We Frankfurcie przecena przekracza 1 proc. Podobnie z francuską, brytyjską czy włoską giełdą.
Notowania europejskich giełd w całym tygodniu src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1473058800&de=1473435900&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=WIG20&colors%5B0%5D=%230082ff&s%5B1%5D=DAX&colors%5B1%5D=%23e823ef&s%5B2%5D=CAC&colors%5B2%5D=%23ef2361&s%5B3%5D=FTSE&colors%5B3%5D=%234dadff&s%5B4%5D=FTSEMIB&colors%5B4%5D=%2381faff&tiv=0&tid=0&tin=0&fr=1&w=605&h=284&cm=1&lp=1&rl=1"/>
Słabość warszawskiego parkietu względem pozostałych giełd regionu można tłumaczyć także niepewnością związaną z wieczorną decyzją agencji Moody's, która zaktualizuje ocenę dla Polski. Pewne jest, że nie będzie ona pozytywna. Chyba nikt nie liczy na podwyżkę choćby perspektywy. Nie można jednak wykluczyć cięcia ratingu. Pierwszy krok w tym kierunku został dokonany w maju, gdy analitycy nadali nam perspektywę "negatywną".
Podsumowując tydzień nie można zapominać, że nie tylko EBC był w centrum uwagi, ale też oczy inwestorów zwrócone były w kierunki innych banków centralnych. Mowa m.in. o Fedzie, który wprawdzie nie organizował posiedzenia, ale słabe dane ożywiły spekulacje odnośnie odsunięcia w czasie podwyżek stóp procentowych. Na to wskazywały już ubiegłotygodniowe dane z rynku pracy. We wtorek dołączyły do tego obawy o kondycję sektora usługowego USA, który odpowiada za 80 proc. PKB.
Choć analitycy spodziewali się spadku aktywności sektora usługowego w USA, to jednak prognozy zakładały zejście indeksu ISM do 55 pkt. z 55,5 pkt poprzednio. Tymczasem indeks spadł do 51,4 pkt. - to najniższe wskazanie od 2010 roku.
Charakter bardziej lokalny miało posiedzenie RPP. Wynik głosowania członków rady nie zaskoczył inwestorów. Wystąpienie jednak prezesa Adama Glapińskiego dało jasny sygnał, że na luzowanie polityki pieniężnej nie ma co liczyć. Zdaniem Adama Glapińskiego dalsze obniżki kosztu kapitału w Polsce nie przełożyłoby się na impuls wzrostowy dla gospodarki. Dlatego też rada czeka na przyspieszenie wzrostu PKB, aby rozpocząć proces podwyżek stóp procentowych. Szef NBP szacuje, że wzrost gospodarczy w Polsce w tym roku osiągnie poziom od 3,1 do 3,3 proc. Dodał, że jego zdaniem jest to dobry wynik.
O połowę wolniej rozwijała się w drugim kwartale strefa euro. Według najnowszych danych Eurostatu z wtorku PKB wzrosło rok do roku o 1,6 proc. To wynik zgodny z oczekiwaniami i nie miał większego przełożenia na zachowanie inwestorów. Za nami też szereg indeksów PMI najważniejszych gospodarek Europy, a także innych mniej istotnych danych, które jednak były w cieniu banków centralnych.