href="http://direct.money.pl/idm/"> Środowa sesja przyniosła lekkie umocnienie pozycji optymistów, ale nie zmieniła generalnego oblicza rynku. Obozy byków i niedźwiedzi usadowiły się na szańcach i toczą wyczerpującą wymianę ognia.
Przewagę uzyskuje to jedna, to druga strona, jednak żaden szaniec nie został zdobyty.
Czwartkowe notowania zaczęły się na minusie - to była oczywista konsekwencja niezbyt udanej sesji za Oceanem poprzedniego dnia oraz wypowiedzi Alana Greenspana, który oświadczył, że w USA jest już recesja.
WIG20 wystartował z poziomu aż 10 pkt. poniżej psychologicznej bariery 3000 pkt. Jednak nie tkwił tam długo - nastroje z godziny na godzinę się poprawiały wraz z wzrostem kontraktów terminowych na amerykańskie indeksy (co zwiastowało dobry dzień w USA). Na koniec dnia WIG i WIG20 były już 0,6-0,7 proc. na plusie.
To i tak spory sukces, bo indeksy w Zachodniej Europie niezbyt skutecznie odrabiały straty z poranku - w Londynie dzień skończył się 0,1 proc. na minusie, zaś w Paryżu i Frankfurcie - 0,8 proc. pod kreską. Ale jeśli spojrzeć na niskie obroty na parkiecie w Warszawie (raptem miliard złotych) to nie sposób cieszyć się pełną piersią.
O tym, że na rynku było raczej remisowo, niż optymistycznie, świadczą też statystyki spółek rosnących i spadających - tych drugich było o 10 więcej.
W czwartek pewnie nie będzie dużo lepiej, bo amerykańskie indeksy w środowy wieczór naszego czasu spadały. A to niestety Ameryka wciąż dyktuje warunki.