Dziś może dojść do spekulacyjnej próby wybicia indeksu WIG20 ponad linię 3 tys. pkt. W dłuższej perspektywie prognozy dla rynku nie są jednak dobre. Przynajmniej do początku września trudno spodziewać się przełomu na warszawskim parkiecie.
Od kilku sesji (przynajmniej dwóch) mamy taką oto sytuację. Część graczy z rynku terminowego próbuje (trzeba przyznać, że dość prostackimi metodami) wepchnąć indeks WIG20 na wyższe poziomy. Jeśli sytuacja rynkowa sprzyja takim zabiegom, to mamy wzrosty w granicach 1 proc. Jeśli zaś rynek skłania się ku spadkom, to ewentualnie kończy się na znikomym wzroście 0,1 proc. Nad wszystkim czuwa fundusz (raczej jeden), który w komentarzach analityków często określany jest jako arbitrarzysta. Wszystko to przy niskich obrotach.
Jutro sytuacja rynkowa raczej nie będzie sprzyjała wzrostom. Trudno uwierzyć, by w tym stylu na trwałe pokonać 3 tys. punktów na WIG20. Znamienne bowiem, że dotychczas każda próba wybicia wzmagała podaż. Wzrostom nie służy również otoczenie rynkowe. Wczoraj indeks węgierskich akcji wzrósł o 1,8 proc. Warto jednak zauważyć, że jak zapowiedział premier naszych bratanków, Ferena Gyurcsany, Węgry obniżą swój deficyt budżetowy o ponad połowę do 2009 r. Polska jednak nie leży nad Balatonem, ale nad Wisłą i zamiast Gyurcsany’ego ma Romana Giertycha. Nasz wicepremier chce min. unieważnienia prywatyzacji i odebrania majątku po PZPR. Wszystkie dobra odzyskane mają zostać przekazane emerytom. Wicepremier ponoć przez najbliższe dwa tygodnie będzie zgłaszał każdego dnia nowy pomysł. Jak w tej atmosferze WIG20 ma bić
rekordy?
Przypomnijmy jeszcze, że dziś tuż przed zakończeniem sesji poznamy dynamikę sprzedaży domów na rynku wtórnym w USA za lipiec. Prognozy dla wskaźnika wynoszą 6,6 mln. Może dzięki temu zapomnimy o Giertychu, zaś w komentarzach będzie dominował Ben Bernanke. Przynajmniej do następnej konferencji wicepremiera.