W poniedziałek nasze rynki finansowe nie zareagowały na wynik wyborów po raz n-ty pokazując, że polityka dla inwestorów nie ma większego znaczenia.
Złoty stabilizował się, bo gracze wpatrywali się w kurs EUR/USD. Tam bykom nie udało się doprowadzić do dużych wzrostów, więc rozpoczęła się korekta, która doprowadziła wpierw do osłabienia naszej waluty w stosunku do dolara i wzmocnienia do euro, a po południu od osłabienia do obu głównych walut. W niczym nie zmienił sytuacji raport o inflacji bazowej - we wrześniu jej wzrost był taki sam jak w sierpniu (1,2 proc.).
Jednak od 14.00 sytuacja znacznie się zmieniła kursy walut zaczęły szybko spadać. Nie było żadnego czynnika zewnętrznego, który by taką reakcję wymusił, więc trzeba zakładać, że do kraju napłynął kapitał z zagranicy i to już mogła być pierwsza reakcja powyborcza. Złoty bardzo umocnił się do euro i kosmetycznie osłabił do dolara. Umocnienie w stosunku do euro jest wybitnie niekorzystne dla naszej gospodarki.
Dzisiaj dowiemy się, jaka w Polsce we wrześniu była sprzedaż detaliczna i stopa bezrobocia. Niespodzianki nie powinno być. Prognozy mówią, że sprzedaż wzrosła o ponad 16 procent, a bezrobocie spadło poniżej 12 procent i takie zapewne będą te dane, co nie będzie miało żadnego przełożenia na rynki finansowe. Owszem, gdyby niespodziewanie sprzedaż wzrosła na przykład tylko o 10 procent to złoty mógłby zareagować, ale akcje raczej nie.
Giełda też lekceważyła wybory. No może nie całkowicie, bo nieźle zachowywały się niektóre spółki ze stajni Ryszarda Krauze. Inwestorzy mieli nadzieję, że teraz zejdzie on z celownika władz i służb specjalnych. Indeksy już na początku sesji mocno spadły, ale prawie natychmiast zaczęło się ograniczanie strat i po pół godziny WIG20 zaczął się znowu osuwać. Takie osuwanie indeksów, a w przypadku MWIG40 nawet duży spadek, trwało do popołudnia. Byki zaatakowały ponownie po publikacji raportów kwartalnych kolejnych amerykańskich spółek, kiedy na innych giełdach europejskich indeksy zaczęły odrabiać straty. Bardzo dobrze zachowywały się przede wszystkim Agora i TPSA. To może być już polowanie na dobre wyniki kwartalne.
Niewielkie spadki indeksów, w sytuacji, kiedy w Europie były dużo większe, też można uznać za bardzo ograniczoną reakcję na wynik wyborów. Od dzisiaj radziłbym już o nich (w kontekście rynków) nie pamiętać. Liczyć się będzie to, co zobaczymy na świecie, a do polityki przejdziemy wtedy, kiedy naprawdę powstanie jakaś koalicja (PO - PSL?) i dowiemy się, co ma zamiar zrobić w krótkim terminie w gospodarce. Opiniami o wprowadzeniu podatku liniowego i rezygnacji z podatku od zysków kapitałowych radziłbym nie zawracać sobie głowy. To pierwsze nie jest możliwe, a to drugie mało prawdopodobne. Więcej na ten temat napiszę w komentarzu tygodniowym.
Wczorajsze zachowanie rynku amerykańskiego nie zachęcało do kupna akcji. Jednak publikowane po sesji raporty kwartalne spółek (przede wszystkim Apple) z pewnością doprowadzą do wzrostu europejskich indeksów. Naszego rynku zwyżka też nie ominie. Może być nawet bardzo duża, bo nałoży się dyskontowanie wyniku wyborów z oczekiwaniem na duże zwyżki w USA. Ciągle jednak pamiętać trzeba po pierwsze o tym, że jedno jabłko (Apple) to za mało, a po drugie, że zbliża się sezon publikowania raportów przez nasze spółki, a to dla byków rzadko jest dobry okres.
W USA sesja bez rozstrzygnięć
Poniedziałek giełdy europejskie rozpoczęły standardową reakcją po przecenie w USA. Indeksy mocno spadały, ale nie widać było paniki. Można powiedzieć, że gracze stali w rozkroku czekając na kolejne raporty spółek, które mogły przedłużyć przecenę albo wręcz odwrotnie, zapoczątkować odbicie. Dziwnie zachowywał się kurs EUR/USD. Owszem, w nocy wzrósł ustanawiając nowy rekord, ale potem rozpoczęła się korekta. Gracze europejscy zlekceważyli to, że szczyt G-7 dał zielone światło upadkowi dolara. Większe znaczenie miało to, że umacniał się jen, co zachęcało do redukcji pozycji carry trade i ucieczki kapitałów z rynków w gotówkę. To zazwyczaj dolara wzmacnia, bo kapitały wracają do USA.
Odnotować trzeba, że nie zaszkodziło amerykańskiej walucie to, że Randall Kroszner, jeden z gubernatorów Fed zapowiedział, iż Fed zrobi wszystko, żeby zapobiec szkodliwym skutkom kryzysu kredytowego dla gospodarki (czytaj: może nadal obniżać stopy). Nie pomogła euro również wypowiedź Axela Webera, prezydenta Bundesbanku, który stwierdził w wywiadzie prasowym, że ECB ,,zrobi wszystko, co jest niezbędne, aby zapewnić stabilność cen" (czytaj: rozważa podwyżkę stóp). Takie wypowiedzi w połączeniu z wymową szczytu G-7 powinny były doprowadzić do gwałtownego wzrostu EUR/USD. Jak widać powody spadku były rzeczywiście pozafundamentalne.
Godzinę przed otwarciem sesji w USA indeksy w Europie zaczęły rosnąć reagując na kolejne raporty kwartalne spółek, ale nie udało się obronić rynków przed spadkami. Przypisywanie tych spadków komunikatowi po szczycie G-7 (pisze się o tym w kilku komentarzach) jest nieporozumieniem. Ministrowie finansów nie powiedzieli nic takiego, o czym inwestorzy by nie wiedzieli.
W USA nie opublikowano w poniedziałek żadnych danych makroekonomicznych, więc cała uwaga skierowała się na raporty kwartalne spółek oraz na rynki walutowy i surowcowy. Umocnienie się dolara do euro i wzmocnienie jena doprowadziło do spadku cen surowców. Szczególnie mocno straciły miedź i złoto, a nieznacznie ropa. Trzeba jednak zauważyć, że ropa w czasie dnia taniała o blisko 3 procent. Generalnie surowce w czasie europejskiej sesji mocno taniały. Straty zostały zredukowane dlatego, że w drugiej połowie dnia jen zaczął tracić trochę ze swojej siły.
Rynek akcji miał do wyboru: przedłużenie spadku, co otwierałoby drogę długotrwałej korekcie, mocny wzrost, co wprowadzałoby obóz byków ponownie do gry i nic nieznaczący wzrost/spadek, co zazwyczaj uznaje się (po dużych spadkach) za tzw. ,,ząbek" w trendzie spadkowym lub za przystanek na zastanowienie. Brak danych makro kazał skupić się na informacjach ze spółek, a te były mieszane. Lehman Brothers obniżył rating dla całego sektora spółek udzielających kredytów hipotecznych, ale to niespecjalnie zaszkodziło rynkowi.
Bardziej ekscytowano się krążącą po parkiecie pogłoską o możliwym nabywcy (zagranicznym) pakietu akcji dewelopera Beazer Homes. Dzięki takiej plotce rosły akcje w całym sektorze i to jak rosły... Indeks deweloperów rósł o około 7 procent. Trzeba przyznać, że to dosyć oryginalny powód do takiej euforii w sytuacji, kiedy rynek nieruchomości jest i będzie w kryzysie. Traciły na wartości akcje w sektorze paliwowym (z powodu spadku ceny ropy). Bardzo rozczarował inwestorów swoim raportem Schering Plough, ale zadowolił Merck i Halliburton. Rósł też kurs Apple przed publikacją raportu kwartalnego.
Ogólnie można powiedzieć, że na rynek nie dotarły żadne informacje każące akcje kupować, ani takie które zmuszałyby do ich pozbywania się. Nic dziwnego, że inwestorzy nie bardzo wiedzieli co mają robić, a to musiało doprowadzić do wyraźnej huśtawki nastrojów. Sesja rozpoczęła się sporym spadkiem, po godzinie indeksy już całkiem wyraźnie rosły, potem znowu spadek z testem poziomu piątkowego zamknięcia, znowu wzrost i osuwanie się z wyczekiwaniem na ostatnią godzinę handlu. W samej końcówce udało się wypracować wyraźną zwyżkę indeksu NASDAQ i kosmetyczny wzrost na szerokim rynku, ale zdecydowanie nie można nazwać tej sesji ,,byczą". Był to albo ,,ząbek" w trendzie spadkowym albo przystanek na zastanowienie. Czekamy na bardziej zdecydowane zachowanie rynku.
Dzisiaj byki dostały kolejną szansę. Są nią doskonałe wyniki kwartalne, które po sesji opublikował Apple. Inwestorzy byli też zadowoleni z wyniku American Express. Jednak nie wszystko ułożyło się po myśli byków, bo rozczarował prognozami przychodów Texas Instruments. Rynek reagował tylko na raport Apple i dzięki temu indeks handlu posesyjnego wzrósł o jeden procent (to bardzo dużo jak na AHI).
Rano mocno rosły też kontrakty na amerykańskie indeksy. Byki dostały oręż do ręki, ale pamiętać trzeba, że jedna, nawet tak duża jak Apple spółka rzadko zmienia trend na tak dużych giełdach. Dzisiaj istotnych publikacji makro nie będzie, bo dane o zamówieniach przemysłowych w strefie euro nikogo nie poruszą, więc znowu wszyscy będą się wpatrywali w raporty kolejnych spółek szukając w nich wsparcia dla Apple.