Od strony technicznej rynek wygląda fatalnie. WIG już opuścił, a WIG20 usiłuje się wyłamać dołem z trójkąta, wewnątrz którego przebywał od początku roku.
Prawdę mówiąc przecierałem we wtorek oczy ze zdumienia patrząc na to, co działo się na giełdach. Azjatyckie to całkiem inna historia, ale nie wydawało mi się prawdopodobne, żeby dwuznaczne wypowiedzi Bena Bernanke miały bardzo negatywny wpływ na rynki europejskie. I rzeczywiście skończyło się na nic nieznaczącym osunięciu.
W USA, podobnie jak na innych giełdach gracze też skupili swoja uwagę na nocnych wypowiedziach szefa Fed. Mam wrażenie, że komentatorzy tłumaczyli jego słowa nie tak jak należało to zrobić. Nie wiem, czy była to wina Bena Bernanke, czy chęć zrobienia sensacji, ale jestem pewien, że interpretacja była niewłaściwa.
Przecież szef Fed w nocy z poniedziałku na wtorek twierdził, że poważna recesja USA nie grozi, a inflacja będzie malała. Tylko w jednym zdaniu mówił o walce z długoterminowymi oczekiwaniami inflacyjnymi, a właśnie to sformułowanie gracze i komentatorzy wzięli sobie do serca. Z całą pewnością nie zapowiadało ono podwyżki stóp nie tylko w najniższym czasie, ale i nawet w tym roku.
Przed wyborami Fed stóp nie zmienia. Poza tym wypowiedzi szefa Fed na temat inflacji nie różniły się ani odrobinę od tych sprzed tygodnia. Inaczej mówiąc - kosmiczne nieporozumienie. Wydaje się, że takie, a nie inne zrozumienie słów szefa Fed wynikało ze zmiany nastrojów panujących na giełdach.
Wypowiedzi szefa Fed umacniały jednak dolara, bo gracze co prawda nie wierzyli w podwyżki stóp, ale zaczęli mocniej wierzyć w gospodarkę USA. Umocnienie dolara przeceniało złoto, miedź i ropę. Indeksy giełdowe od początku sesji spadały nie tylko z powodu interpretacji słów szefa Fed. Nie spodobał się też graczom raport o sytuacji w połowie kwartału, który opublikował Texas Instruments.
Traciły też akcje koncernów paliwowych. Pozytywem było podniesienie przez Deutsche Bank ratingu dla Coca-Coli. Bardzo szybko do akcji wkroczył popyt i na 2,5 godziny przed końcem sesji indeksy kręciły się już wokół poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Potem zaczęły się jednak osuwać i wiadomo już było, że ostatnie 30 minut sesji może być bardzo nerwowe.
Jednak nie było i nic wielkiego się nie wydarzyło - zamknięcie było neutralne. Zachowanie rynku było jednak ,,niedźwiedzie", bo w ,,byczym" nastroju gracze inaczej zinterpretowaliby uwagi Bena Bernanke.
GPW zareagowała na azjatycką przecenę i na spadki indeksów w Europie gwałtownym spadkiem indeksów połączonym z testowaniem przez WIG20 minimów ze stycznia i marca tego roku. Rynek na południe prowadziły przede wszystkim spółki surowcowe (KGHM i PKN)
, ale i banki też traciły.
Rodzynkiem były akcje TPSA. Mocno spadał też MWIG40 oddalający się od górnego ograniczenia kanału trendu spadkowego. Rósł też dosyć dynamicznie obrót. Obserwowaliśmy to samo, co widzimy od paru miesięcy: niewielkie spadki indeksów w Europie przekładały się na dużo większe w Warszawie.
I to wszystko w sytuacji, kiedy rynek już przed tą sesją był krańcowo wyprzedany o gotowy do wzrostowej korekty. Tak zachowuje się rynek w warunkach głębokiej bessy. Można powiedzieć, że Polska znalazła się nagle w Azji, której giełdy reagowały na błędnie zinterpretowane słowa szefa Fed gwałtowną przeceną.
Brak racjonalnych przesłanek do takiej reakcji nie zmienia jednak postaci rzeczy - w cenach zamknięcia zarówno WIG jak i WIG20 oraz MWIG40 znalazły się na poziomach niższych od styczniowych i marcowych minimów. Inaczej mówiąc polski rynek, rynek kraju, który rozwija się w tempie 6 procent rocznie i którego spółki są już naprawdę relatywnie atrakcyjnie wycenione zachowuje się dużo gorzej niż rynek USA, gdzie sektor finansowy przeżywa ciężkie chwile, a gospodarka jest na krawędzi recesji. Brak logiki?
Pewnie tak, ale przede wszystkim brak kapitału i zagrywki na rynku kontraktów (przypominam, że za tydzień wygasa czerwcowa linia kontraktów).
Od strony technicznej rynek wygląda fatalnie. WIG już opuścił, a WIG20 usiłuje się wyłamać dołem z trójkąta, wewnątrz którego przebywał od początku roku. Podstawa trójkąta została w przypadku WIG20 naruszona, potwierdzenie kolejnym spadkiem otwiera drogę nawet do 2.350 pkt.
Problem jednak w tym, że tak jak i w przypadku WIG skrajne wyprzedanie rynku zapowiada, że wyłamanie mogło być po prostu pułapką. Jeśli tak było to już dzisiaj indeks musiałby szybko wrócić nad 2.750 pkt. Jest olbrzymia szansa, że to zrobi, ale nie widzę w bykach woli walki, więc takie jeden wzrost niczego w ,,niedźwiedzim" obrazie rynku nie zmieni.