href="http://direct.money.pl/idm/"> *Indeks MSCI EM wciąż utrzymuje się w trendzie rosnącym, ale istnieje poważne zagrożenie, że niedługo się on odwróci. Ostrzega przed tym ryzująca się na wykresie tego indeksu obszerna formacja głowy z ramionami, która jest charakterystyczna dla końca trendów wzrostowych. *
Dzisiejsza sesja ma szanse dać odpowiedź na pytanie czy poniedziałkowa odporność warszawskiego parkietu na złe nastroje na światowych rynkach była jedynie nic nie znaczącym ,,kaprysem", za który przyjdzie zapłacić, gdy nastroje na zagranicznych giełdach dalej się będą pogarszać, czy też był to wynik rzeczywistego większego zainteresowania naszymi akcjami.
Na razie nic nie wskazuje na ten drugi wariant. Brakowało realnego powodu, dla którego warszawski parkiet miałby wykazywać taką siłę. Jednocześnie obroty były dość ograniczone, co dodatkowo umniejsza rangę pierwszej sesji tego tygodnia.
Notowania znów pociągnęło w górę kilka największych spółek, a cała reszta rynku pozostawała w letargu. WIG nie przedostał się przez żaden opór. Najbliższym są okolice 47 tys. pkt dla WIG. W związku z tym wciąż poważnym zagrożeniem pozostaje atak na styczniowy dołek.
Gdyby okazał się udany otrzymalibyśmy silny sygnał powrotu do tendencji spadkowej. Nie ma się więc co dziwić, że bliskość tak ważnego wsparcia podziałała mobilizująco. Giełdowa zasada mówi jednak, że w trendach zniżkowych to nie wsparcia są ważne, które z łatwością są przełamywanie, ale opory, na wysokości, których zatrzymują się spadki.
Ważnym wydarzeniem wczorajszego dnia był spadek poniżej styczniowego dołka giełd europejskich. Kolejna zniżka sprowadziła poniżej tego ważnego wsparcia indeks DJ Stoxx 600. To zapowiada kontynuację ruchu w dół i jest potwierdzeniem obecności trendu malejącego. Sesja w Stanach Zjednoczonych również zostawiła złe wrażenie.
Nie tylko dlatego, że przecena była znaczna, ale również w związku z tym, że inwestorzy nie byli w stanie znaleźć żadnych pozytywnych sygnałów wokół rynków. Spadek cen towarów, który mógłby zostać uznawany za pretekst do poprawy nastrojów, przyczynił się tylko do wyprzedaży walorów spółek surowcowych.
Widać, że utrzymują się obawy, iż dotychczasowy wzrost notowań towarów będzie widoczny we wskaźnikach inflacji jeszcze przed dłuższy czas i tym samym znacznie ograniczy pole manewru bankom centralnym. Inflacja na poziomie cen producentów w Wielkiej Brytanii sięgnęła w lutym 5,7%, osiągając najwyższy poziom od 1991 r.
W Chinach wskaźnik PPI dotarł do 6,6% i był najwyższy od ponad trzech lat. Zauważalna jest przy tym różna sytuacja odnośnie polityki pieniężnej w państwach rozwiniętych i rozwijających się. O ile w tych pierwszych istnieje zagrożenie, że wysoka inflacja uniemożliwi luzowanie polityki monetarnej, to na rynkach wschodzących dotychczas łagodna polityka pieniężna będzie musiała być zacieśniana.
Gospodarki rozwinięte wykazują już teraz wyraźne oznaki spowolnienia, natomiast rozwijające się dopiero w tak fazę mogą wejść. Potwierdziły to choćby wczorajsze dane o bilansie handlowym Chin, które wypadły fatalnie i wywołały dużą zniżkę na azjatyckich giełdach.
Kolejny raz przekonały inwestorów, że amerykańskie spowolnienie negatywnie oddziałuje na cały świat. Wspomniana różnica dotycząca polityki pieniężnej w państwach rozwiniętych i rozwijających się ma jeszcze jeden aspekt. W tych pierwszych inwestorzy już uświadomili sobie skalę kłopotów i jakoś się z taką myślą oswoili, natomiast niekorzystny rozwój zdarzeń na emerging markets nie jest jeszcze uwzględniony w wysokich cenach akcji.
Indeks MSCI EM wciąż utrzymuje się w trendzie rosnącym, ale istnieje poważne zagrożenie, że niedługo się on odwróci. Ostrzega przed tym ryzująca się na wykresie tego indeksu obszerna formacja głowy z ramionami, która jest charakterystyczna dla końca trendów wzrostowych.
Co zrobi nasz rynek dziś? Po poniedziałkowym zachowaniu jest to trudniej przewidzieć. Naturalnym byłoby pojawienie się presji podażowej, ale równie dobrze można sobie wyobrazić, że wykorzystując bliskość silnego wsparcia inwestorzy podejmą grę, która opierać się będzie na oczekiwaniu na odbicie na świecie.
W przeszłości kilka razy już taki scenariusz obserwowaliśmy. Jest on tym łatwiejszy do wdrożenia, kiedy rynkiem rządzą nasze fundusze. Przy niewielkiej aktywności inwestorów nie byłoby to takie trudne do zrealizowania. Można jednak obawiać się, że perspektywa dalszego spadku na świecie będzie ograniczać skłonność do podejmowania takich spekulacyjnych zachowań.
Tak czy inaczej, trzeba przyjąć, że dopóki nie uda się zamknąć notowań wyraźnie powyżej 47 tys. pkt dla WIG realny jest atak na styczniowy dołek położony przy 44,5 tys. pkt. Ważnym wydarzeniem mogą okazać się dane o obrotach handlowych USA.
Gdyby były lepsze od spodziewanych i umocniły dolara, mogłoby to negatywnie wpłynąć na ceny surowców. Dla rynków wschodzących byłby to zły sygnał.