Powodów do sprzedaży jest ostatnio aż nadto, a w trakcie weekendu doszły kolejne. W Niemczech straszyć mógł weekendowy wpis Donalda Trumpa na portalu społecznościowym, w którym groził on nałożeniem ceł na europejski przemysł samochodowy. Dodatkowo straszyć mogły wstępne wyniki niedzielnych wyborów parlamentarnych we Włoszech, w których większość głosów przyciągnęły populistyczne partie.
Na dodatek żadna z głównych sił nie będzie w stanie stworzyć większościowego rządu, więc Rzym czekać może przeciągający się okres politycznego klinczu. Ten zakończył się w Niemczech, gdzie socjaldemokraci zgodzili się na powrót do wielkiej koalicji z chadekami.
To jednak pyrrusowe zwycięstwo Angeli Merkel osłabionej wielomiesięcznymi bojami o zbudowanie trwałej koalicji. Jeżeli dodamy do tego dominację spadków w Azji, to początek handlu w Europie przebiegał w bardzo złych nastrojach. Kontrakty we Frankfurcie spadały nawet o 2 proc. i to właśnie w Niemczech oraz we Włoszech podaż była dzisiaj najsilniejsza.
Dość szybko jednak udało się ją opanować i już po pierwszych kwadransach handlu widać było uspokojenie napiętej sytuacji. Podobnie przebiegały notowania w Warszawie. Początek handlu stał pod znakiem testowania psychologicznego poziomu 2300 pkt., który z trudem udało się wybronić w piątek.
Dzisiaj oglądaliśmy powtórny test, który zakończył się porażką podaży. Nie można jednak równocześnie uznać to za zwycięstwo strony kupującej. Obroty bowiem nie były wysokie i na całym rynku lekko przekroczyły 600 mln zł. Oznaczało to, że popyt siłą dzisiaj się nie popisał. To raczej podaż wyczerpała swoje krótkoterminowe zasoby.
Widać to było szczególnie na bankach, które wyróżniały się dzisiaj pozytywnie i zyskały niemalże 2 proc.. Cały rynek tak silny nie był i indeks WIG20 zyskał skromniejsze 0,7 proc.. Udało się jednak przełamać trzydniową falę wyprzedaży i jeżeli na rynek nie nadejdą żadne nowe złe wiadomości, to spodziewać się można odreagowania.