W słabych nastrojach rozpoczynamy kolejny giełdowy tydzień. W ostatnich dniach dobitnie przekonaliśmy się, że na rynki akcji powróciły problemy, z którymi brykały się one przez praktycznie cały miniony rok.
Okazało się, że odporność na złe wiadomości, jaką wykazywały pod koniec minionego roku i w pierwszych dniach tego roku, była tymczasowa. Nasilenie negatywnych informacji doprowadziło do wyraźnej reakcji. Ceny akcji poszły w dół, w efekcie czego powstały wyraźne sygnały sprzedaży. S&P 500 spadł poniżej 850 pkt, WIG - poniżej 26,6 tys. pkt. Odbicie z końca ubiegłego tygodnia niewiele zmieniło w obrazie rynków.
Co więcej, można je traktować jak potwierdzenie negatywnych przewidywań. W czwartek S&P 500 wybronił się przed wyraźną przeceną. Po takiej sesji można byłoby oczekiwać mocniejszego wzrostu. Tymczasem piątkowa zwyżka była dość skromna. W efekcie dziś na naszym rynku i na innych europejskich parkietach niewiele się dzieje, co ma również związek z tym, że nie pracują giełdy w USA.
Znów w największym stopniu giełdom ciąży sektor finansowy. Mamy oznaki odnawiania się problemów, jakie towarzyszyły nam w 2008 r. - banki notują potężne straty, co pociąga za sobą konieczność ich dokapitalizowywania, a to zaś rozwadnia wartość akcji. Jeśli jednak na samej zniżce kursów konsekwencje miałyby się kończyć nie byłoby jeszcze tak źle. Przedłużające się trudności banków wzmagają obawy przed tym, że pomoc ze strony rządów dla tej branży niewiele pomogą i znów któraś instytucja stanie przed groźbą bankructwa, a cięcia stóp procentowych nie ożywią akcji kredytowej, bo nikt nie będzie chciał na siebie brać dodatkowego ryzyka.
Słabość sektora finansowego na świecie w tym roku jest bardzo widoczna. To on przede wszystkim ciąży rynkom. Kursy w tej branży spadły na świecie już o ok. 15%. Odciska to piętno na zachowaniu banków u nas. Są one najsłabszym elementem rynku. Jednak wyprzedaż akcji samych banków to zbyt mało, by doszło do udanego ataku na ubiegłoroczne minima bessy. Ograniczoną na razie dość szerokość zniżek dobrze obrazuje wskaźnik A/D Line dla amerykańskiego rynku. Odzwierciedla on relacje między ilością rosnących i zniżkujących spółek na danej sesji. Mimo ostatniego spadku S&P 500 4-tygodniowa średnia tego wskaźnika praktycznie nie spadła. Póki tak jest to pozytywny znak. Można się jednak obawiać, że spółki finansowe pociągną z czasem za sobą resztę rynku.
Potwierdzeniem niechęci do sektora finansowego były największe od początku listopada 2008 r. odpływy środków z funduszy dedykowanych tej branży na świecie. Ostatni raport o przepływach kapitału na świecie przyniósł też potwierdzenie złej passy naszego regionu. Rynki wschodzące określane jako EMEA (Europa, Bliski Wschód i Afryka) odnotowały 23 kolejny tygodniowy odpływ kapitału. Na rynkach wschodzących Europy z ostatnich 32 tygodni w aż 29 odpływały środki. Inwestorzy interesują się natomiast ostatnio zdywersyfikowanymi funduszami rynków wschodzących oraz azjatyckimi emerging markets.