Co wprawiło inwestorów w tak dobre nastroje? Po prostu nie sprawdził się czarny scenariusz.
Szef amerykańskiej rezerwy federalnej Ben Bernanke podczas wystąpienia przed Komitetem Ekonomicznym Kongresu 2 kwietnia przedstawił sytuację w amerykańskiej gospodarce jako trudną, lecz wykazał się nutką optymizmu.
Nie tylko stwierdził, iż długoterminowo wierzy w dobre perspektywy gospodarki, ale ocenił, iż już w 2009 roku tempo wzrostu gospodarczego powróci w granice potencjalnego (czyli ok. 2,5% rocznie) lub nawet będzie nieznacznie wyższe.
Ożywienie miałoby być zasługą m.in. skoordynowanego policy mix (czyli obniżek stóp w połączeniu z pakietem fiskalnym), a także stabilizacji, a nawet lekkiej poprawy na rynku nieruchomości mieszkaniowych. Również w minionym miesiącu swoją wizję perspektyw gospodarczych przedstawił Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Eksperci funduszu zwiastują spadek PKB jeszcze w końcówce tego roku, co obniżyłoby roczne tempo wzrostu do jedynie 0,5%. W przyszłym roku wzrost powoli miałby przyspieszać, jednak w skali 12 miesięcy wzrósłby zaledwie do 0,6%. W dokumencie podkreśla się, iż na wzrost nadal negatywnie przekładać będzie się rynek budownictwa mieszkaniowego oraz bardziej napięte standardy kredytowe.
Rynki są optymistyczne...
Póki co rynek zdaje się wierzyć Bernanke. Jeśli popatrzymy na zmiany cen aktywów w kwietniu, moglibyśmy wnioskować, iż ożywienie gospodarcze już ma miejsce. Kwiecień był pierwszym w tym roku miesiącem umocnienia się dolara wobec euro, franka i jena.
Umocnienie wobec euro było relatywnie niewielkie, gdyż jeszcze w ostatniej dekadzie miesiąca inwestorzy testowali po raz pierwszy poziom 1,60 na parze EURUSD. Jednakże spory wzrost wartości dolara wobec jena i franka (ponad 5% jeśli uwzględnić także długi weekend), walut preferowanych w czasie dekoniunktury (choćby z tytułu zamykania pozycji carry trade), sugerował wzrost wiary rynku w poprawę sytuacji.
Ponad 5% zyskały także główne światowe indeksy giełdowe, zaś ceny surowców przemysłowych (zwłaszcza ropy, która podrożała o 14%) zachowywały się znacznie lepiej niż ceny kruszców.
...choć dane ciągle nie rozpieszczają...
Czy jest to już faktycznie dyskontowanie ożywienia? Raczej jeszcze nie. Dane makroekonomiczne sugerują, iż do amerykańska gospodarka ciągle ma problemy.
Jakkolwiek PKB drugi kwartał z rzędu wzrosło o 0,6% (wielkość annualizowana), struktura wzrostu wskazuje na niekorzystne tendencje w przypadku popytu krajowego. Lepsze od oczekiwań dane o zatrudnieniu czy aktywności również nie mogą być powodem do przesadnego optymizmu - aktywność ciągle się kurczy a zatrudnienie spada.
Dodatkowo dane z rynku domów są po raz kolejny gorsze niż pesymistyczne przecież oczekiwania. Wreszcie wskaźniki nastrojów konsumentów są na wieloletnich minimach sygnalizując możliwy dalszy spadek popytu.
...jednak nie ziścił się czarny scenariusz
Co zatem wprawiło inwestorów w tak dobre nastroje? Po prostu nie sprawdził się czarny scenariusz. Warto zwrócić uwagę, że nastroje wśród inwestorów powoli, aczkolwiek w miarę regularnie poprawiają się od 17 marca, czyli zamieszania wokół banku Bear Sterns.
Po przejęciu tej instytucji przez JP Morgan rynek wyceniał pewne prawdopodobieństwo podobnej sytuacji z udziałem innej instytucji (głośno było na przykład wokół Lehman Brothers).
Choć wyniki takich banków jak Citigroup i Merrill Lynch były słabe, okazały się w miarę zgodne z oczekiwaniami, a to utwierdziło rynek w przekonaniu, że czeka nas już mniej negatywnych niespodzianek. Jednocześnie niezłymi wynikami mogło pochwalić się wiele instytucji niezwiązanych z sektorem finansowym czy budowlanym. W wielu przypadkach słabe wyniki z USA rekompensowane były wyższym popytem z Azji.
Kto ma rację?
Wracając do opisanych na początku scenariuszy nie ulega wątpliwości, że zależnie od tego kto ma rację wycena wszystkich najważniejszych instrumentów finansowych będzie diametralnie inna.
Jeśli sprawdziłby się scenariusz Fed, dolara czekałoby znaczne umocnienie (a być może nawet odwrócenie trendu), zaś na rynki akcji znów powróciłaby hossa. Wzrosłyby rentowności obligacji (zwłaszcza na krótkim końcu krzywej) a ceny surowców przemysłowych zachowywałyby się lepiej niż złota czy srebra.
Czy tak będzie przekonają nas kolejne odczyty danych, wśród których warto szczególnie przyglądać się wskaźnikom o charakterze wyprzedzającym, dotyczących choćby aktywności czy nastrojów konsumentów (które powinny wkrótce ulec poprawie po tym jak gospodarstwa domowe otrzymały rabaty podatkowe). Jeśli takie sygnały nie napłyną, akcje oraz dolar mogą dość szybko zacząć wyglądać na mocno wykupione.