Cóż można prognozować, następnego dnia po sesji, w czasie której indeks WIG20 spadł ponad 3 proc., a na całym rynku lała się krew. Dziś zapewne inwestorzy będą lizać rany, bo spadki dotknęły wszystkich, w dodatku w najmniej spodziewanym momencie. Czy grozi nam pogłębienie dzisiejszych spadków?
Gdybym był zwolennikiem spiskowych teorii dziejów, to zapewne przekonywałbym, że dziś będziemy mieli kontynuację spadków, zaś RPP na domiar złego podniesie dziś stopy procentowe. Nie będę jednak wyręczał naszego redakcyjnego niedźwiedzia.
Wczorajsze dane z USA, o których pisał nasz ekspert pogrążyły europejskie giełdy w korekcie. Na ich tle GPW zaprezentowała kondycję wręcz żałosną. Porównywalnie z warszawskimi indeksami spadały wczoraj tylko obie giełdy naszego regionu - węgierska i czeska. Główni sprawcy całego zamieszania, czyi Jankesi ochłonęli dość szybko i w efekcie Dow Jones kończył dzień wzrostem o 0,2 proc.
U nas na dane z USA nałożyły się jeszcze dość słabe odczyty produkcji przemysłowej, podawane przez GUS. Przyznam się czytelnikom, że w obu przypadkach było to dla mnie spore zaskoczenie (podobnie jak dla większości analityków, co mnie jednak nie tłumaczy). Dziś jednak ważnych publikacji nie będzie, co jest pewną nadzieją dla byków.
Kolejnym jasnym punktem jest analiza techniczna. Niechętnie po nią sięgam, ale nie sposób nie zauważyć, że wczoraj spadki zatrzymały się tuż przed ważna linią wsparcia którą można wyznaczyć w okolicach 3310 pkt. na WIG20. Rynek cały czas fundamentalnie wygląda dobrze, choć nie wiem, czy najlepszym rozwiązaniem obecnie, byłoby wyjście z inwestycji i obserwowanie sytuacji z boku. Z tą decyzją warto wstrzymać się jednak przynajmniej do końca dzisiejszej sesji. Powinna ona dać odpowiedź, czy mieliśmy tylko do czynienia ze zbyt nerwową reakcją na dane makro, czy z zapowiedzią głębokiej korekty.