W poniedziałek przy niewielkich obrotach główne indeksy nieznacznie zmieniły swoją wartość, a sesję można uznać za jedną z najnudniejszych w ostatnich miesiącach.
Bardzo niskie obroty jest dość łatwo wytłumaczyć -w związku ze świętem bankowym nie działał rynek londyński, a on jest źródłem głównej aktywności inwestorów zagranicznych na GPW. To zawsze zmniejsza w jakimś stopniu obroty naszym rynku, lecz tym razem również polscy główni gracze postanowili wstrzymać się od poważniejszych decyzji w momencie braku ruchów z zagranicy. To pokazuje brak zdecydowania na naszym parkiecie.
Sytuacja po takiej sennej sesji pozostaje taka sama jak w punkcie wyjścia w poniedziałek rano. W piątek rozpoczęliśmy wzrostowe odbicie indeksu WIG20 i ma ono szansę na kontynuację - jeśli będzie towarzyszył mu wzmożony obrót spodziewałbym się nawet ruchu do 2800 w ciągu najbliższych 2 tygodni. Natomiast jeśli wzmożona aktywność popytu się nie pojawi może dojść do ponownego ataku sprzedających, co może skutkować w powrocie do lipcowych dołków. Punktem odniesienia jest tu zeszłotygodniowe minimum 2525 punktów służące za najszybsze wsparcie.
Znajdujemy się w dość istotnym punkcie na rynku i skoro w takiej chwili rodzimi gracze nie potrafią podejmować poważnych kroków, wszystko wskazuje na to, że losy rynku zależą teraz głównie właśnie od decyzji instytucji w londyńskim city. Po wczorajszej sesji w USA, która przyniosła dość wyraźne spadki, chętnych do zakupów na GPW przynajmniej w pierwszej części sesji może dziś ponownie brakować.