Polacy to jednak masochiści. Gracze giełdowi, to z kolei masochiści do kwadratu. Wczoraj rodacy oglądali żenującą grę polskiej reprezentacji w piłce nożnej. Gracze giełdowi mieli jednak dziś od losu dostać jeszcze bardziej przewrotny prezent.
Rano na rynku akcji obserwowaliśmy mozolne odrabianie strat, co było wynikiem bardzo słabego otwarcia. WIG20 w porannych godzinach dzisiejszej sesji osiągnął poziom 2763 pkt. Ponieważ linia wsparcia była bardzo blisko, zdecydowany ruch w górę, byki przyjęły z wyraźną ulgą. O godzinie 11. było już „pozamiatane”. Główny indeks wyszedł na wyraźny plus i ustanowił maksimum sesji na poziomie 2852 pkt.
Obserwowanie późniejszej konsolidacji, to jednak już wspomniany na wstępie masochizm. Po tym jednak, co stało się na drugim fixingu, można było już tylko ze złości uderzyć głową w klawiaturę (albo na odwrót). Choć pozytywny impuls środowej sesji nie jest bez znaczenia, to koniec notowań i spadek indeksu WIG20 podczas notowań jednolitych o ponad 0,5 proc. musi rodzić rozliczne pytania.
Odpowiedzi jednak nie znajdziemy na warszawskim parkiecie, przynajmniej nie na rynku kasowym. Niemal identycznie, co WIG20 zachował się węgierski BUX tracąc na zamknięciu kilkaset punktów. Różnica między Węgrami a Polską jest jednak taka, że Węgrzy przegrali wczoraj z Anglią, jeden do trzech, zaś ich indeks stracił 2,3 proc., podczas gdy WIG20 „zaledwie” 0,54 proc.
Zjazd w końcówce sesji zawdzięczamy szczególnie walorom KGHM, które z wyrzucali inwestorzy w obawie o cenę miedzi, na której na światowych rynkach dochodziło dziś do bardzo dużych wahań. W podobny sposób w końcówce tracili jeszcze posiadacze walorów Boryszewa, Kęt, Pekao i TVN.
Jutro nie będzie miało to jednak znaczenia, bo inwestorzy będą znali już protokół (tzw. minutek) z posiedzenia FED-u. Publikację tego dokumentu zaplanowano dziś na godzinę 20.