W środę od rana złoty tracił do obu głównych walut. Szkodził mu spadek kursy EUR/USD i USD/JPY.
Pod koniec dnia okazało się, że stracił znacznie do euro, a kosmetycznie do dolara. Gdyby taki trend się utrzymał, a jeszcze lepiej, gdyby tracąc do euro złoty zyskiwał do dolara (jest na to spora szansa) w dłuższym terminie to bardzo pomogłoby naszej gospodarce. Wpływ ropy, za którą płacimy w dolarach, na inflację byłby niewielki, a konkurencyjność gospodarki (70 procent eksportu idzie do strefy euro) by rosła.
Dzisiaj opublikowany zostanie skrócony protokół z ostatniego posiedzenia RPP, ale nie oczekuję, żeby ta publikacja miała jakiś wpływ na zachowanie rynków. Wiemy dobrze, że inflacja jest groźna, a Rada zapewne w tym miesiącu podniesie stopy i żaden protokół tego przekonania nie zmieni. Ponieważ nie ma dzisiaj handlu w USA to prawdopodobnie na rynku walutowym zapanuje marazm. Piszę tak ostrożnie, bo nie wiemy, czy brak inwestorów z USA nie zostanie wykorzystany przez graczy na rynku walutowym do gwałtownych ruchów kursu EUR/USD.
GPW rozpoczęła środę podobnie jak inne giełdy europejskie i azjatyckie. Indeksy spadały, a WIG20 nadal był mocniejszy od MWIG40, który chwilami tracił nawet 4 procent. Byki na rynku dużych spółek starały się opanować sytuację, ale pesymizm płynący z innych rynków europejskich im na to nie bardzo na początku sesji pozwalał. Mimo wzrostu ceny ropy traciły akcje spółek paliwowych. W zasadzie słusznie, bo od dawna już wysoka cena ropy raczej szkodzi niż pomaga wynikom. Na mocnym rynku gracze by o tym jednak zapomnieli. Zmienność WIG20 była jednak olbrzymia. Podobnie zachowywały się zresztą i inne giełdy europejskie.
Po południu, kiedy kurs USD/JPY wyhamował spadek, a europejskie indeksy usiłowały ruszyć na północ, straty WIG20 zostały błyskawicznie zredukowane do minimum. Pomagał mu wzrost kursu PKN, który poinformował, że chce szybko sprzedać udziały w Polkomtelu i szacuje, że są warte 1 mld euro. Generalnie widać było, że inwestujący na rynku blue chipów nie wierzą w przecenę na giełdach amerykańskich i za wszelką cenę chcą pokazać, że duże spółki są nadal w miarę bezpieczną inwestycją.
Zapewne im się to udało, więc dzisiaj, kiedy nie będzie handlu w USA, na rynku powinien panować marazm. Powinien, ale nie wykluczam, że ten okres nasze fundusze wykorzystają do podciągnięcia indeksów. Jeśli nastroje w USA po Święcie Dziękczynienia będą dobre to takie podciągnięcie zapewnie bazę do większych wzrostów, a jeśli złe to sprzedawać będzie się z wyższego poziomu.