Indeksy zdają się zmierzać ku coraz niższym poziomom, ale popyt stara się do tego nie dopuścić. Na razie jest w gorszej sytuacji, niż podaż, która wciąż mocno naciska.
Polska GPW
Po dwóch dniach spadków indeksów, dziś warszawska giełda zaczęła od sporego wzrostu. Indeks największych spółek zwyżkował na otwarciu o 2,8 proc., a WIG o 2,5 proc. Tak musiało być po tym, jak dzień wcześniej amerykańskie indeksy wystrzeliły górę. Mimo niewielkich wahań, ten optymizm udało się utrzymać przez większą część sesji. Na decyzje inwestorów giełdowych nie wpłynęła w istotny sposób decyzja Rady Polityki Pieniężnej o obniżeniu stóp procentowych o 0,25 punktu procentowego. Reakcji nie było widać w zmianach kursów akcji. Nastroje nieco pogorszyły się po osłabieniu notowań w Europie i informacji o mniejszej liczbie wniosków o kredyt hipoteczny w Stanach Zjednoczonych.
Koniec sesji przebiegał już pod dyktando bardziej zdecydowanej podaży. To efekt kiepskiego otwarcia giełd w Stanach Zjednoczonych. Tuż przed zakończeniem handlu w Warszawie tamtejsze indeksy notowały spadki przekraczające 1 proc. Nasze wskaźniki z trudem utrzymywały się na plusach, a ostatecznie uległy presji i zakończyły dzień spadkami. Po dość dramatycznej walce w samej końcówce WIG20 stracił prawie 1,2 proc., a WIG 0,3 proc. Nadspodziewanie dobrze radziły sobie wskaźniki małych i średnich firm: mWIG40 zyskał 1,6 proc., a sWIG80 1,22 proc.
Giełdy zagraniczne
Na giełdach za oceanem trwa prawdziwa huśtawka nastrojów. Po poniedziałkowym załamaniu indeksów, wtorek przyniósł równie mocne odreagowanie. Inwestorzy przestraszyli się chyba, że dalsze spadki mogą sprowadzić notowania znacznie niżej i zaczęli bronić się przed takim scenariuszem. Takie gwałtowne wahania trudno jednak uznać za wiarygodne sygnały tego, w jakim kierunku podąży rynek akcji. Na razie nic nie zapowiada poprawy, co nie oznacza, że nie ma na nią szans.
Na parkietach w Azji było nieco spokojniej. Jedynie japoński Nikkei zanotował silniejszy wzrost (o 2,65 proc.), ale to raczej reakcja na trwającą od kilku dni tendencje spadkową.
Dzień w Europie rozpoczął się od przyzwoitych wzrostów indeksów, sięgających 1,5-1,7 proc. Potem ich skala wyraźnie się zmniejszyła, ale na minusie były jedynie indeksy mniej znaczących rynków, w tym rumuńskiego i węgierskiego. Poza zwyżkującym o ponad 2 proc. indeksem giełdy w Moskwie, doskonale radził sobie brytyjski FTSE, zwyżkując aż o 3 proc. Koniec sesji był zdecydowanie gorszy. Indeksy podążyły na południe, poza RTS i FTSE, które do końca trzymały fason (wzrost odpowiednio o1,6 i 2,6 proc.). Największym przegranym był BUX, który stracił aż 4,9 proc.
Waluty
Na naszym rynku walutowym ostatnie dni są dość nerwowe. Generalnie utrzymuje się tendencja umacniania złotego, ale widać wyraźnie walkę sił popytu i podaży. Nie jest ona może zbyt gwałtowna, ale widoczna. O ile wcześniej tendencje były raczej zdecydowane - w ciągu dnia złoty albo systematycznie tracił, albo konsekwentnie się umacniał - to teraz te tendencje dość mocno się zmieniają. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby za kilka dni pojawiła się informacja o kolejnych interwencjach rządu na rynku walutowym, przeprowadzanych w ostatnim czasie. Być może ich skala nie jest już tak spektakularna, ale przecież efekty psychologiczne już były. Nie można ich ciągle eksponować. Czasem trzeba po prostu zwykłej aktywności na rynku. W każdym razie dziś złoty nieznacznie osłabiał się w stosunku do głównych walut i trudno to składać jedynie na karb decyzji o obniżeniu stóp procentowych, która była powszechnie oczekiwana, a niektórzy przewidywali, że jej skala może być nawet większa niż 25 punktów proc.
Sytuacja pogorszyła się pod koniec dnia, gdy okazało się, że przecena na giełdach w USA jest kontynuowana. Za dolara trzeba było dziś po godzinie 16.20 płacić 3,68 zł, czyli ponad 5 groszy więcej, niż we wtorek. Euro kosztowało 4,68 zł, o ponad 5 groszy więcej, a za franka 3,16 zł, o ponad 5 groszy więcej, niż dzień wcześniej.
Podsumowanie
Niestety sytuacja na rynkach finansowych daleka jest od poprawy. Decydujący wpływ na nie ma to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Tam zaś wciąż nie widać sygnałów zmiany dotychczasowych negatywnych tendencji. Jeśli dodać do tego również nienajlepsze wiadomości lokalne, powstaje mieszanka, która skutkuje spadkami cen akcji i giełdowych indeksów. Wciąż pozostaje nadzieja, związana z wyczerpywaniem się potencjału bessy i zbliżającym się momentem (pierwsza dekada marca), w którym często następowało przesilenie lub przynajmniej ustanowienie dołka.