Powrót do handlu po jednodniowej przerwie przyniósł inwestorom gigantyczną dawkę emocji. Zgodnie z oczekiwaniami odrabianie zaległości w handlu przyniosło od początku notowań przewagę podaży, późniejsze wydarzenia były jednak zadziwiające.
W kolejnych godzinach notowań sesja zaczynała przypominać połowę października, kiedy mieliśmy do czynienia z opuszczaniem GPW przez zagranicznych inwestorów. Wczoraj przez cały dzień nasze akcje były bezlitośnie wyprzedawane i widać było, że sprzedający nie dba za bardzo o cenę, ale o to by sprzedawać jak najszybciej i jak najwięcej. Łącząc to ze spokojnymi nastrojami na innych europejskich giełdach (poza Rosją) oraz osłabieniem złotówki najbardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem tak mocnych spadków jest wychodzenie z naszego rynku inwestorów zagranicznych.
Skala wyprzedaży osiągnęła w pewnym momencie niemalże absurdalne rozmiary - indeks największych spółek tracił na wartości ponad 8%, a najmocniej wyprzedawany Pekao S.A. zaliczał kilkunastoprocentowe spadki. Wszystko wskazywało na to, że zakończymy sesję na minimum, gdy na samym fixingu doszło do kolejnego niecodziennego wydarzenia. Nagłe pojawienie się gigantycznych zleceń kupna na akcje WIG20 wywindowały indeks do niecałych -5%. Kilkaset milionów obrotu towarzyszących temu fixingowi pokazuje, że być może była to bardzo kosztowna pomyłka.
Niecodzienna dynamika spadków na wczorajszej sesji musi dziwić, lecz sam ruch spadkowy zdawał się być od jakiegoś czasu bardziej prawdopodobnym scenariuszem. Indeks koryguje ponad 25% falę wzrostową z końcówki października, a wsparciem, na którym może zatrzymać się ta korekta, jest luka 1642-1682 punktów. W mojej ocenie po dotarciu do tego poziomu możliwe jest ponowne zaatakowanie rynku przez popyt. O tym, czy tak się stanie, możemy dowiedzieć się jeszcze w tym tygodniu, bowiem dynamika ruchów na rynku jest bardzo duża.