Pierwsza połowa maja przyniosła remis w zmaganiach byków z niedźwiedziami w kategorii największych spółek warszawskiego parkietu. Takiego wyniku raczej nasz rynek nie dowiezie do końca miesiąca, ale rozstrzygnięć nie należy się spodziewać już dziś.
Poniedziałek nie będzie obfitował w ważkie wydarzenia, a istotne impulsy pojawią się w kolejnych dniach.
Podchodząc do sprawy z aptekarską dokładnością, można stwierdzić, że byki w pierwszej połowie maja uzyskały minimalną przewagę, zwiększając wartość WIG20 o około 0,4 punktu. Jednak kolejne nieudane próby sforsowania 2550 punktów dają fory niedźwiedziom, co było widać w minionym tygodniu, gdy indeks zniżkował łącznie o 1,3 proc., zmierzając w kierunku 2500 punktów, czyli pierwszego poważniejszego wsparcia.
Warto też zauważyć, że ubiegłotygodniowy spadek stanowił największą stratę od końca marca, czyli od ośmiu tygodni i przerwał trwającą sześć kolejnych tygodni serię wzrostów. Można powiedzieć, że korekta się należała, jednak trudno ocenić, czy osiągnęła już swój cel, czy też zobaczymy jej kontynuację. Prawdopodobne jest testowanie wspomnianego poziomu 2500 punktów, ale wiele zależeć będzie od sytuacji w naszym otoczeniu, a szczególnie od tego, co będzie się działo we Frankfurcie.
Mimo widocznej momentami wyraźnej niezależności indeksu naszych największych spółek, dostrzegalna jest też jednak korelacja z DAX-em. Wystarczy porównać brak zmiany WIG20 z sięgającym 0,1 proc. spadkiem DAX-a od początku maja i 1,3 proc. zniżkę naszego indeksu z 2,2 proc. stratą wskaźnika z Frankfurtu w minionym tygodniu.
Ciekawostkę stanowi przy tym korelacja zachowania mWIG40 ze zmianami S&P500. Co prawda nasz wskaźnik średniaków stracił w ubiegłym tygodniu 0,2 proc., podczas gdy S&P500 wzrósł o 0,3 proc., ale nie jest to istotna różnica, biorąc pod uwagę fakt, że od początku maja zyskał 1,9 proc., czyli minimalnie więcej niż jego większy amerykański kolega, zwyżkujący w tym czasie o 1,8 proc.
Jeśli za dobrą monetę przyjąć zbieżność ruchów WIG20 i DAX-a, nasze byki mogą upatrywać szansy w tym, że indeks we Frankfurcie, mimo sporej ubiegłotygodniowej zniżki, uparcie, choć umiarkowanie skutecznie, bronił się przed zdecydowanym przełamaniem wsparcia, znajdującego się w okolicach 11,5 tys. punktów. Gdyby dziś próba jego utrzymania okazała się udana, mogłoby to stanowić korzystny impuls i dla naszego rynku.
Generalnie jednak, biorąc pod uwagę również to, co dzieje się na rynku obligacji, sytuacja jest trudna do prognozowania. Z porannego przeglądu sytuacji nie płyną wyraźne wskazówki. Na giełdach azjatyckich sytuacja zróżnicowana. Shanghai Composite zwyżkuje o kilka dziesiątych procent, ale Shanghai B-Share idzie w górę o ponad 3,5 proc.
W Hong Kongu wskaźnik traci prawie 1 proc. Nikkei zyskuje 0,7 proc. po mieszanych danych o spadku produkcji przemysłowej i sporym wzroście zamówień na maszyny. Notowania surowców w większości przebywają na niewielkim minusie, za wyjątkiem ropy naftowej. Kontrakty na główne indeksy amerykańskie i europejskie spadają po 0,1-0,15 proc.