Opublikowany w USA raport o PKB w trzecim kwartale (dane wstępne) i skojarzonych z nim miarach inflacji zaskoczył tylko skalą wzrostu bazowego indeksu PCE (wskaźnik wydatków konsumpcyjnych bez paliw i żywności) - wzrósł o 2,9 procent (oczekiwano wzrostu o 2,2 procent).
O inflację gracze się jednak na razie nie martwią. PKB spadł o 0,3 procent (przezornie wcześniej obniżono prognozy z 0,1 do 0,5 proc.). To graczom się bardzo spodobało. Nie powinno się było jednak podobać, bo to po pierwsze są dane wstępne, a po drugie następne kwartały będą gorsze.
Popyt konsumpcyjny po raz pierwszy od 1991 roku spadł (o 3,1 procent). Jeszcze mocniej, bo ponad sześć procent (najmocniej od lat 50. tych XX wieku) spadł popyt na produkty nietrwałe. Gdyby nie eksport i zapasy to PKB spadłby o prawie 2 procent. I tak zapewne spadnie w czwartym kwartale, bo mocny dolar i słabnące gospodarki ograniczą amerykański eksport. Raport o ilości noworejestrowanych bezrobotnych był gorszy od oczekiwań - ilość bezrobotnych wzrosła o 479 tys. (oczekiwano 473 tys.).
Graczom na rynku akcji wszystko się jednak podobało. Nie zaszkodziły im słabe wyniki kwartalne Motoroli i Kodaka. Nie specjalnie szkodziły spadki cena akcji Exxona, który opublikował lepsze od oczekiwań wyniki (ale surowiec od czasu trzeciego kwartału staniał). Najważniejsze było to, że banki na całym świecie tną stopy i to, że wraca zaufanie w sektorze międzybankowym. Rzeczywiści, stawki Libor na 3 miesiące na dolara znowu mocno spadły. Zaczęto już mówić o tym, że w pierwszym kwartale gospodarka wróci na ścieżkę wzrostu. To, że gracze zaczną tak myśleć (według mnie błędnie) zresztą było do przewidzenie (pisałem o tym w swoim scenariuszu z 17.10).
Indeksy rozpoczęły sesję od wzrostów, ale potem podaż w ciągu 2,5 godziny sprowadziła je do poziomu środowego zamknięcia. Od tego czasu jednak znowu dominował popyt. Amerykański optymizm jest naprawdę godny podziwu. Wiadomo było, że znowu najbardziej niebezpieczne dla posiadaczy akcji będzie ostatnie pół godziny sesji (nawet ostatnie 10 minut). Walka w ostatniej godzinie była rzeczywiście pasjonująca, a indeksy potrafiły tracić/zyskiwać po procencie w ciągu paru minut. Tym razem końcówka była jednak ,,bycza". Popyt królował w ostatnich minutach i podniósł indeksy po 2,5 procent. Takie zakończenie potwierdza, że podaż traci siły, co jest dużym plusem dla byków, ale uważam, że korekta i tak zbliża się szybkimi krokami.
GPW rozpoczęła czwartkową sesję od sporego, ponad trzyprocentowego wzrostu WIG20, ale potem u nas, podobnie jak na innych rynkach na krótko rynek zdominowała podaż. Jednak bardzo szybko indeks wrócił w okolice otwarcia i czekał tam na publikację danych z USA. Najmocniejszy był nadal sektor bankowy i surowcowy (surowce drożały, bo dolar tracił). W drugiej części sesji sektor surowcowy stracił siły, bo ceny ropy i miedzi bez przerwy się osuwały. Bankom pomagał też lepszy od prognoz raport kwartalny BRE. Po publikacji raportów o amerykańskim PKB w trzecim kwartale WIG20 gwałtownie skoczył do góry (tak jakby nieco mniejszy od prognoz spadek PKB był znakomitą informacją), poczym zaczął się cofać, ale nie było to cofnięcie znaczące. Udało się zakończyć sesję wzrostem WIG20 o 2,6 procent, ale zdecydowanie nie był to
wzrost przekonujący. Wyglądało to tak jakby rynek szykował się już do korekty.