Optymiści nie zdali we wtorek testu, który miał dowieść, że to oni rządzą na parkiecie. Po tym, jak w poniedziałek ceny większości akcji wzrosły, analitycy byli dalecy od entuzjazmu.
Wszystko przez nie najlepszą końcówkę notowań w segmencie największych firm, która sprawiła, że rynek - choć zakończył poniedziałek na plusie - wylądował blisko dziennych minimów. Wtorkowy dzień miał przynieść diagnozę, czy wyłączenie silników w samolocie w napisem „hossa" było tylko wypadkiem przy pracy, czy też świadczy o słabości popytowej stronie rynku.
Okazało się, że prawdziwą odpowiedzią jest ta druga. WIG i WIG20 straciły na wartości od 0,8 do 1,2 proc., choć znów zaczęły dzień na wyraźnych plusach. Im dalej w las, tym ciemniej - mogli pomrukiwać pod nosem inwestorzy, obserwując osuwanie się giełdowych indeksów z każdą godziną handlu. Jedynym pocieszeniem mogą być stosunkowo nie najwyższe obroty, które we wtorek nie przekroczyły 1,8 mld zł. Może to świadczyć o powolnym wyczerpywaniu się zleceń sprzedaży. Z naciskiem na słowo „powolnym".
Najsłabiej radziły sobie spółki budowlane - ich indeks spadł o 1,9 proc. A papiery największego developera, koncernu GTC, spadły o ponad 4 proc. Nieźle spisywały się banki, choć np. Pekao stracił ponad 2 proc. W zasadzie odpornymi na zawirowania okazały się tylko małe i średnie spółki. Ich indeksy mWIG40 i sWIG80 zakończyły dzień ledwie 0,2-0,4 proc. na minusie. Ale średniaki rządzą się własnymi prawami: im spowolnienie gospodarki amerykańskiej nie odbierze racji bytu do podwyższania kursów.
Do sprzedawania akcji zmobilizowało graczy niewyraźne zamknięcie poniedziałkowej sesji w Stanach Zjednoczonych. I działo się tak nie tylko u nas. Wtorek zakończył się spadkami na wszystkich rynkach Starego Kontynentu. W Paryżu i Londynie najważniejsze indeksy zgodnie straciły ponad 0,7 proc. Łagodniej, niż z naszymi inwestorami, los obszedł się tylko z węgierskimi - tam indeks BUX spadł jedynie o symboliczne 0,1 proc.
Tak naprawdę pierwsza część tygodnia jest dla inwestorów tylko przygrywką przed rozstrzygającymi sesjami w czwartek i piątek. Wtedy w USA zostaną podane ważne dane makroekonomiczne, które dadzą obraz stanu najpotężniejszej światowej gospodarki. Posiadacze akcji na całym świecie obawiają się, że ów obraz może przybliżyć władze monetarne do podwyżki stóp procentowych.
To byłby kubeł zimnej wody na inwestorskie głowy - i portfele też. Stąd po części zapewne wynika duża ostrożność, z którą kupują nasze akcje duzi gracze z Zachodu.