Inwestorów wystraszył George Soros, przekonujący, że ostatnia poprawa koniunktury ma korekcyjny charakter i nie kończy bessy. Z tym, że takich opinii wcześniej też słyszeliśmy kilka i nie robiły na rynkach większego wrażenia. Tym bardziej można być przekonanym, że wczorajszy dzień oznacza zakończenie trwającego przez ostatnie tygodnie okresu dobrej koniunktury.
Od tego, jak będą przebiegać kolejne sesji trzeba uzależnić możliwość pojawienia się jeszcze jednej fali zwyżkowej. W bazowym scenariuszu założyliśmy, że po spadku S&P 500 w okolice 650 pkt dojdzie do odbicia w rejon 800 pkt, a w przypadku naszego rynku WIG z rejonu 22,5 tys. pkt urośnie w okolice 30 tys. pkt. Na razie jesteśmy w sytuacji, że amerykański parkiet wypełnił z nawiązką ten ,,plan", naszemu jeszcze sporo do tego brakuje. Nie jest jednak wykluczone, że ostatecznie zrealizują się takie założenia.
Można sobie wyobrazić podobną sytuację jak w II połowie lutego, kiedy na świecie trwała jeszcze wyprzedaż, a warszawski parkiet jej się opierał. Gdyby teraz dobrze zniósł pogorszenie globalnych nastrojów byłaby szansa na kontynuację ruchu w stronę 30 tys. pkt. Początkowa część dzisiejszych notowań, kiedy notowania naszych akcji skutecznie opierają się osłabieniu nastrojów na świecie, mogłaby na to wskazywać.
W pamięci mamy jednak to, że ten rok przynosi znaczne pogorszenie perspektyw państw naszego regionu, nie tylko w efekcie wcześniejszego przegrzania koniunktury w wielu z nich, ale również głębszego od oczekiwanego załamania gospodarczego w strefie euro. Kolejnym tego potwierdzeniem był odczyt PKB z IV kwartału 2008 r., który spadł ostatecznie bardziej od oczekiwań, o 1,5% w skali roku. Dlatego trzeba brać pod uwagę, że nasz rynek nie będzie w stanie wypełnić rysowanego dlań scenariusza i ostatecznie to rejon 25 tys. pkt, do którego dotarł WIG, a związany z ubiegłorocznym dołkiem, stanie się kresem odbicia. Najbliższy czas powinien pokazać, która koncepcja jest bliższa realizacji.
Równocześnie jednak wskazując na wyczerpywanie się potencjału zwyżkowego giełdowych parkietów nie od razu trzeba spodziewać się wyraźnych zniżek. Bardziej naturalnym zachowaniem byłby okres szerokiego trendu bocznego, w którym rynki akcji przeczekałyby sezon publikacji wyników za I kwartał i mogły się upewnić, że rzeczywiście perspektywy rysują się w bardziej różowych barwach.
Wątpliwości co do tego wciąż jest dużo. O ryzyku zwiększenia się bankructw przedsiębiorstw przypomniał wczoraj Moody's wskazując, że w marcu upadło najwięcej firm od Wielkiej Depresji. W Japonii liczba bankructw w marcu podniosła się o 14,1% w porównaniu z tym samym okresem 2008 r. wobec 10,4-proc. wzrostu miesiąc wcześniej.
Niepokojąco wyglądają też wyniki ankiety wskazujące na spadek w I kwartale tego roku do najniższego poziomu od 7 lat nastrojów szefów amerykańskich firm. To pokazuje, że odważne działania amerykańskich władz, mające poprawić koniunkturę, są na tym szczeblu przyjmowane z ostrożnością.