To jednoznacznie pokazuje, jak bardzo inwestorzy przestali wierzyć w zbawienne skutki planów pomocowych, szczególnie na szybkie odratowanie sektora finansowego. Stracił on wczoraj kilkanaście procent, pociągając za sobą resztę firm. Spółki finansowe z S&P 500 są już warte zaledwie 671 mld USD, mniej niż 10% kapitalizacji całego indeksu. Pod względem znaczenia spadły już na 6. miejsce w tym indeksie. Oliwy do ognia kłopotów tej branży dolały wczoraj szacunki profesora Nouriela Roubiniego, zapowiadającego, że straty instytucji finansowych w USA związane z obecnym kryzysem sięgną 3,6 bln USD, co w praktyce oznacza, że system bankowy jest tam niewypłacalny. Skoro jednym ze źródeł poprawy koniunktury gospodarczej miało być ożywienie kredytów, a teraz okazuje się, że nie ma podstaw, by na nie liczyć, reakcja inwestorów wyprzedających resztę spółek jest zrozumiała.
W efekcie wczorajszej wyprzedaży S&P 500 zbliżył się do wsparcia, jakie dają dołki internetowej bessy. Na wykresie tygodniowym jest to poziom 800 pkt, więc zakończenie tygodnia poniżej tej bariery będzie złym sygnałem na przyszłość. Dla europejskich rynków wczorajsza sesja w Ameryce stała się impulsem do dalszego spadku. Nasz WIG znalazł się na początku dnia poniżej ubiegłorocznego minimum, co wyzwoliło aktywność handlujących. Obroty od rana są bardzo duże, co potwierdza istotność tego poziomu. W Europie DJ Stoxx 600 zbliżył się do ubiegłorocznego minimum. Nic nie wskazuje, by te wsparcia miały się obronić.
Obecna sytuacja jest już dobrze rozpoznana przez inwestorów i trudno coś w sprawie diagnozy napisać nowego. Widać, że wiara w poprawę koniunktury gospodarczej z początków tego roku uleciała zupełnie. Zamiast tego wróciły stare problemy - straty instytucji finansowych, pogarszające się perspektywy gospodarek, cięte prognozy zysków spółek. Niekorzystny klimat tworzy też kontestowanie przez część specjalistów możliwości szybkiego wydania wszystkich środków z planu pomocowego Obamy. Takie działania jak cięcie stóp procentowych w Kanadzie do 1%, czy kolejne dokapitalizowania banków są odbierane jako potwierdzenie fatalnej sytuacji gospodarczej. Natomiast pojawiające się sporadycznie korzystne wiadomości, jak wczorajszy wzrost indeksu ZEW w Niemczech, traktowane są jako zbyt mało istotne z punktu widzenia ogólnej koniunktury.
Dziś będziemy się emocjonować tym, czy WIG zamknie się poniżej 24 853 pkt, czyli dołka z listopada 2008 r. To otworzyłoby mu drogę przynajmniej do 22,5 tys. pkt. W przypadku europejskiego DJ Stoxx 600 można też oczekiwać ataku na ubiegłoroczny dołek, co w razie sukcesu sprzedających otworzyłoby drogę do dołka internetowej bessy, położonego nieco ponad 160 pkt. Teraz ten indeks ma ponad 180 pkt.