Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Paniczne nastroje na globalnym rynku akcji

0
Podziel się:

Wtorek potwierdził, że zmienność na rynku amerykańskim będzie w tym roku olbrzymia. Po „efekcie IBM" nie było już we wtorek ani śladu. Reagowano tylko na opublikowany przed sesję raport kwartalny Citigroup oraz na dane makroekonomiczne.

Paniczne nastroje na globalnym rynku akcji

Wtorek potwierdził, że zmienność na rynku amerykańskim będzie w tym roku olbrzymia. Po ,,efekcie IBM" nie było już we wtorek ani śladu. Reagowano tylko na opublikowany przed sesję raport kwartalny Citigroup oraz na dane makroekonomiczne.

Okazało się, że strata Citigroup wyniosła ona ,,tylko" niecałe 10 mld. Straty na inwestycjach w instrumenty powiązane z kredytami hipotecznymi wyniosły 18 mld USD. To mniej niż oczekiwano. Jednak firma obcięła również o 41 procent dywidendę, a do ostatniej chwili zarzekała się, że tego nie zrobi. Poza tym po stracie w trzecim kwartale zarząd twierdził, że w czwartym bank będzie miał już zyski.

Dane makro graczy zszokowały. Co prawda inflacja w cenach produkcji (PPI) spadła o 0,1 proc. (wzrosła o 6,3 procent w skali roku), a oczekiwano, że w skali miesiąca lekko wzrośnie, ale jedyną przyczyną spadku PPI były dużo tańsze paliwa, co znacznie zmniejszało wydźwięk tej publikacji. Nie jest ona zresztą podstawą do podejmowania decyzji przed Fed. Bardzo złe były pozostałe raporty. W grudniu (miesiącu sprzedaży świątecznej!) sprzedaż detaliczna (również bez samochodów) spadła o 0,4 procent. Dla okresu świątecznego to były dane po prostu fatalne. Jeśli w tym okresie sprzedaż spada to znaczy, że konsumenci są przestraszeni stanem gospodarki. A jeśli Amerykanie zmniejszają zakupy to ucierpi cała gospodarka, bo popyt wewnętrzny to 2/3 amerykańskiego PKB. W ogóle rok 2007 był najsłabszym rokiem dla handlowców od 2002 roku. Na domiar złego okazało się też, że spadł indeks **NY Empire State (pokazuje jak rozwijała się sytuacja w regionie Nowego Jorku) - oczekiwano wzrostu.

Indeksy spadały jeszcze szybciej niż w poniedziałek rosły. Traciły nie tylko akcje w sektorze surowcowym, ale i sieci sprzedaży detalicznej. Właściwie bykom chodziło już tylko o to, żeby skala spadków nie była zbyt duża. Zbyt duża byłaby wtedy, gdyby pękło sierpniowe super-wsparcie (1.370 pkt. na S&P 500). Wiadomo było, że do prawdziwej wojny dojdzie w ostatnich 30 minutach sesji. Owszem, byki próbowały i zaatakowały, ale sukcesu nie odniosły. Taka wyprzedaż wtedy, kiedy za 2 tygodnie Fed prawie z pewnością obniży stopy procentowe o 50 pb. sygnalizuje, że gracze (przynajmniej chwilowo) przestali wierzyć, że taka akcja Fed pomoże gospodarce.

Po sesji okazało się, że to nie koniec cierpień byków. Raport kwartalny Intela doprowadził do kolejnej przeceny. Już od wielu (chyba lat?) nie widziałem, żeby indeks handlu posesyjnego spadł o ponad dwa procent. Intel podał nie tylko gorsze od prognoz wyniki kwartału, ale również zapowiedzi na ten rok były niższe od oczekiwań. Kurs spółki w handlu posesyjnym spadł o 14 procent. Skutki tego wydarzenia łatwo można było przewidzieć. Indeksy w Azji w nocy gwałtownie spadały, dolar stracił, a jen się wzmocnił. Zawsze przypominam, że jednak spółka nie przewróci tak dużych giełd, jakimi są amerykańskie parkiety. Dzisiaj też to powtórzę, ale z pewnością sesja będzie bardzo gwałtowna i nerwowa, a jej zakończenie w dużym stopniu zależeć będzie od danych o inflacji CPI.

GPW rozpoczęła wtorek od spadku indeksów, co wynikało z zachowania indeksów na innych rynkach europejskich. Jednak prawie natychmiast popyt zaatakował i doprowadził do zmiany trendu. Nie wykluczam, że za taką zmianę odpowiadało nie tylko skrajne wyprzedanie techniczne rynku, ale również to, co mówiło się w telewizji CNBC. Tam tematem dnia była odporność rynków rozwijających się na skutki kryzysu kredytowego w USA.

Od początku sesji widać było, że fundusze chcą bronić rynku. Potrzebne było im tylko dobre lub choćby w miarę neutralne zachowanie rynków europejskich. Dlatego też z góry wiadomo było, że kluczowym momentem sesji będzie publikacja raportów makroekonomicznych w USA. Byki jednak nie znalazły w nich wsparcia. Od momentu ich publikacji podaż królowała już na naszej giełdzie niepodzielnie. Można spokojnie powiedzieć, że na rynku dużych spółek zapanowała panika, bo po okresie dużych spadków jednosesyjny spadek o 4,3 procent był zdecydowanie objawem paniki.

Nawarstwienie wielu czynników doprowadziło do olbrzymiego spadku indeksów na niezbyt dużym obrocie, co sygnalizuje, że popyt odsuwa się w dół, ale podaż wcale nie jest taka znowu bardzo duża. A to z kolei dawało szansę na odbicie. Przy jednym wszakże założeniu: że znowu coś rynków nie wystraszy. Wieczorem jednak wystraszył graczy raport Intela, więc na początku dzisiejszej sesji powinniśmy zobaczyć paniki ciąg dalszy. Losy sesji zostaną jednak rozstrzygnięte dopiero po publikacji danych o inflacji w USA.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)