Tymczasem w ten sielankowy obraz coraz mocniej biją dane makroekonomiczne, których czarna seria była dziś kontynuowana. W rezultacie poważna przecena dotknęła europejskie rynki akcji i obligacji. Inwestorzy po raz kolejny niemal tratowali się próbując zdobyć franka lub złoto.
Słabe nastroje utrzymywały się już od rana, ponieważ dzień wcześniej rynek został zaskoczony faktem, przełożenia oficjalnego głosowania w sprawie amerykańskiego długu. Niby wszyscy zdają sobie sprawę, że to tylko formalność, ale zawsze jest to czynnik ryzyka, którego wcześniej miało nie być.
Ten temat szybko został zastąpiony przez silnie taniejące obligacje Włoch i Hiszpanii. W tym drugim przypadku oprocentowanie sięgnęło już 6,45 proc. i jest niebezpiecznie blisko bariery 7 proc. uznawanej za niemożliwą do sfinansowania. Dojście do niej byłoby równoznaczne z koniecznością ratowania gigantycznej gospodarki, która wymagałaby olbrzymich środków, których nikt nie ma. A to nie były jedyne złe wiadomości.
Jedyny dziś ważny raport opisujący dochody i wydatki Amerykanów, podobnie jak wczorajszy odczyt ISM z sektora produkcji, nie był tylko gorszy od prognoz, ale wręcz porażająco słaby. Amerykanie po raz pierwszy od dwóch lat zmniejszyli swoje wydatki, a ich dochody zwiększyły się o symboliczne 0,1 proc. Co prawda te dane dotyczyły czerwca, a więc już teoretycznie historycznego okresu, to jednak wpisują się w trend coraz to gorszych informacji makroekonomicznych.
Przez to byki są już absolutnie pod ścianą i aby nie stracić wiary we wzrosty jutro z sektora produkcji, lub najpóźniej w piątek z rynku pracy muszą dostać jasny przekaz – w gospodarce się poprawia. Bez tego sytuacja zachodnich parkietów będzie niezwykle problematyczna.
Analogicznie słabo będzie zachowywał się krajowy rynek. WIG20 już oddalił się od 2700 pkt. i tylko w ostatniej chwili udało mu się obronić poziom lipcowych dołków. Już sam powrót do tych rejonów w tydzień po mini-euforii po pomocy dla Grecji jest złym sygnałem. Każde zejście niżej i zbliżenie się do 2600-2630 pkt. będzie już uruchamiać emocjonalne decyzje o sprzedaży akcji.
Osobną historią były dziś wydarzenia na franku, który sięgnął rekordowych poziomów do wszystkich głównych walut. Do złotego zanotowaliśmy rekord, który nie ma żadnego znaczenia, bo w kolejnych dniach może być swobodnie przekroczony. Na tym rynku widać już analogiczne objawy paniki kupna jak w 2007 roku dla akcji, w 2008 dla złotego i ropy, a w 2009 dla euro, a w 2010 dla surowców rolnych. Wniosek jest jeden – panika kupna zawsze kończy się tak samo.