Niezależnie od tego czy konsekwencją zdymisjonowania szefa Samoobrony będą nowe wybory, przebudowa koalicji czy też rząd mniejszościowy reakcja rynków mogła być tylko jedna.
Rozpoczęta już w poniedziałek burza polityczna osłabiła złotówkę do poziomu ponad 3,77 za 1 euro. Dziś rano rynek walutowy złapał jednak grunt pod stopami i krajowa waluta przestała tracić na wartości. Zwykle to obligacje i waluta najsilniej reagowały na bodźce polityczne, tymczasem z otwarcia i przebiegu sesji na warszawskim parkiecie można było wnosić, że najwięcej do stracenia mają giełdowi gracze.
Skąd taka reakcja? Po części wynikała ona z "techniki". Używając terminologii sportowej można by rzec, iż rynek został złapany "na wykroku", tj. w chwili gdy po wczorajszym przełamaniu lipcowej linii trendu wzrostowego stracił równowagę. W rezultacie po porannej luce bessy indeks przełamał wsparcie na poziomie 3850 pkt.
Spółki surowcowe z koła zamachowego hossy zamieniły się w kotwice ciągnącą ceny na południe. Prócz ruchu cen nie następowało adekwatne przemieszczanie się kapitałów co jednak nie przeszkadzało w kontynuowaniu spadku, do którego przyłączył się również PEO. Trwające przez całą popołudniową część sesji próby powrotu ponad EMA-55 nie przyniosły zadawalającego rezultatu.
Co gorsza w końcówce notowań pojawiły się nowe minima dnia. Postawiły one w nowym świetle wydarzenia jakie rozegrały się w trakcie ostatnich 5 sesji. Na wykresie 60-min. dał się bowiem zauważyć zarys RGR-a, którego szyja położona w okolicy 3815 pkt. została dziś przełamana. Szerszy kontekst również nie przedstawia się najlepiej. W związku z tym, że bieżące osłabienie bierze swój początek z poziomu pułapu rocznego kanału hossy, należy się liczyć z testem najszybszej linii trendu wzrostowego (3750), który mógłby pokazać faktyczną siłę strony podażowej i pomóc w oszacowaniu szans na kolejny atak szczytowy.